wtorek, 12 września 2017

Rozdział 16

3 komentarze:

Zanim się obejrzałam musiałam biegiem wracać do Konoha. Czułam się dziwnie. To wszystko chyba mnie przerastało. Wszystko przynajmniej jest o tyle dobrze, że mieszkam samotnie i mogę po prostu uciec, a poszukiwania zaczną się dopiero na drugi dzień. Gdy tylko weszłam do domu wzięłam torbę i zaczęłam pakować ubrania.
-Itachi ci wszystko wyjaśnił? - Usłyszałam w głowie głos Miyu. Przytaknęłam tylko i dopakowałam się. Zapieczętowałam wszystko do zwoju, dzięki czemu mogłam zabrać więcej rzeczy. Gdy już zapieczętowałam wszystko co ważne i cenne była prawie noc. Odetchnęłam ze smutkiem. Zaraz nie będę się różnić prawie niczym od Sasuke. Zamiast się zwierzyć i szukać pomocy - uciekam. Zacisnęłam pięść i uderzyłam w stół, po pokoju rozszedł się dźwięk pęknięcia.
-Nie jestem taka jak on! - warknęłam sama do siebie i wstałam z zamiarem spędzenia ostatnich godzin w wiosce na spacerze.

***

Złapanie kobiety, która oszukała Naruto nie było trudne. Nie była zbyt potężna, ani bystra, więc już wieczorem znalazła się w areszcie. Właśnie siedziałem z tym kretynem na ramenie. Dziękował mi, gdyż oszustka prawie zabrała mu wszystko co cenne z domu, jak i naszyjnik od Tsunade. Narzekał wciąż jakie to kobiety są okropne i jakiego ma pecha. Nawet gdy ramen został już podany zanim zabrał się do jedzenia parę minut jeszcze narzekał.
-Zawsze byłem od ciebie gorszy! I w jutsu i w szczęściu do kobiet. Ty możesz mieć każdą! To nie fair, dattebayo! - zaskomlał, będąc w połowie swojego wieczornego posiłku. Nagle zobaczyłem zamyśloną Sakurę na drodze. Naruto również, więc po chwili zawołał ją, a ta dosiadła się, oczywiście z dala ode mnie.
-Coś się stało, Naruto? Wyglądasz mizernie - przyznała, zamawiając i dla siebie porcję.
-Wyobraź sobie, że Yuuki mnie oszukała! Otruła niemal jakimś świństwem i okradła. Ale Sasuke mi pomógł, na niego zawsze można liczyć. - Wskazał na mnie, a ta spojrzała nieufnie. -Wraz z babunią doprowadzili mnie do normalnego stanu i dorwali tę wariatkę.
Zaczęła się pomiędzy nimi dyskusja na ten temat, jednak nie wsłuchiwałem się. Czułem już zmęczenie po całym dniu. Po parunastu minutach wyczulem ogromne pokłady chakry na terenie wioski, a po chwili dźwięk wybuchów dotarł do moich uszu. Wstaliśmy zaalarmowani na raz.
-Co to?! Akatsuki! - wrzasnął blondyn. Za chwilę parę metrów od nas pojawił się drugi posiadać takich, aczkolwiek dłuższych włosów. Obok niego dumnie stał człowiek-ryba z podłym uśmiechem. Ściągnąłem brwi w dół i aktywowałem sharingana. Muszą mi wybaczyć, ale w obronie wioski chyba mogę.
-Czyżbyście wciąż polowali na ogoniaste? - zapytałem chłodno. Deidara się jedynie roześmiał.
-Nie tym razem. Chociaż fajnie byłoby go wziąć z nami, co Kisame? - wyrechotał z dziwnie dobrym humorem.
-Trzymaj się planu, młody - rozkazał jego rozmówca.
-Jak mi przykro Sasuś, ale nigdy nie chodzi o ciebie! - wrzasnął blondyn, po czym znów zaczął lepić swoje niszczycielskie bomby. Nie miałem przy sobie broni, więc musiałem zaryzykować walką wręcz.
-Czy wszyscy blondyni to tacy kretyni? O co ci właściwie chodzi?
Nie odpowiedział mi, jedynie rzucił w nas bombami. Wraz z Naruto wskoczyłem na dach naprzeciw Iharaku Ramen, zaś Sakura znalazła się na przeciwległym. Młodszy z napastników rzucił się za dziewczyną, a Kisame postanowił zająć się nami. Jako, że specjalizował się w wodnych technikach już po chwili uciekaliśmy przed tsunami.
-Rasengan! - krzyknął, chwilę przed atakiem, niestety nie udanym. Został tylko kratek. Po chwili blondyn poleciał parę metrów w dal, uderzając ostatecznie o ścianę budynku. Pobiegłem, by spróbować walki wręcz. Użycie błyskawicy mogłoby się źle skończyć i porazić wielu ludzi, a ogień i tak bym nie wygrał. Nie chciałem też doprowadzić do spalenia się miasta.

***

Biegłam przerażona przed siebie. Słyszałam zbliżające się wybuchy, co jakiś czas rzucałam z zlepki gliny ostrzami, by wybuchło to w powietrzu. Starałam się bronić ludzi i odciągnąć go na jakieś odludzie.
-Sakura-chan! Wisienko! Laluniu! - nawoływał, tworząc coraz to nowsze stwory z gliny. Po chwili leciały już z nim, biegły, a nawet pełzły. Miał ogromny zapas. Poczułam złość. Okręciłam się i w mgnieniu oka skoczyłam na niego, wymijając szare, wybuchające kulki.
-Tylko nie laluniu, shannaro!
Moja dłoń wbiła się w jego brzuch, a po chwili opluł się swoją śliną. Polecieliśmy jeszcze kawałek, po czym przycisnęłam jego ciało do ściany jakiegoś wyższego budynku niż tego, na którym się znajdowaliśmy. Patrzyłam na niego wściekle, a ten uśmiechnął się. Po chwili wybuchł, oślepiając mnie. Poczułam piekący ból i odleciałam w tył. Po chwili zaś ogarnęło mnie zimno i zaczęłam spadać.
-Witam na pokładzie, księżniczko! - Usłyszałam znów jego głos i zanim się spostrzegłam byłam w jego ramionach, a dokładnie na barku. Bezczelnie w dodatku położył dłoń na moim tyłku.
-Ty zadufany w sobie, niezrównoważony, walnięty blondasku! Nie dotykaj mnie!
Miałam zamiar wbić mu kunai w plecy, paraliżując go, jednak glina pokryła moje dłonie, więżąc je dokładnie. Ten zacmokał teatralnie.
-Idziesz z nami, kochana - zakomunikował, a stwór z szaro-brązowej masy wzbił się w powietrze jeszcze wyżej. Zobaczyłam w dole jednostki ANBU, moich przyjaciół i sensei'ów, którzy wybudzeni, bądź wystraszeni wybiegli na ulice pomóc. Po chwili wioska została oświetlona a z przeciwnej strony zauważyłam ogromną kulę ognia. Pierwsze co pomyślałam, to Uchiha, tylko który? Sekundę przed wybuchem latającego stworzenia z rąk Deidary wyciągnął mnie Itachi. Okrył płaszczem i zniknęliśmy z toru lotu ognia. Znaleźliśmy się w któreś ze spokojnych uliczek, a ja usłyszałam ogromny wybuch.

czwartek, 30 marca 2017

Rozdział 15

6 komentarzy:
Czułam przyjemne ciepło, oplatające mnie dookoła. Chłonęłam je łapczywie, przyciskając twarz do jego centrum, jakby zaraz miało zniknąć, a pięściami mocno trzymałam się, aby nie spaść. Po chwili poraziło mnie światło, a ja zdałam sobie sprawę, że cały czas słyszę śpiew. Podniosłam głowę do góry, rozglądając się dookoła, jakby czegoś szukając. Nie panowałam nad ruchami, jakbym była tylko widzem.
-Zaraz tata wróci - rzekł przyjemny głos nade mną, a ja zdałam sobie sprawę, że siedzę na czyichś kolanach. Wbiłam wzrok w swoje gołe stópki, którymi zaczęłam wywijać we wszystkie strony.
Spójrz na nią, proszę - błagałam samą siebie. Zdałam sobie sprawę, że to muszą być wspomnienia, które w pierwszej chwili były tak silne, że zapomniałam o wszystkim, co się działo.
A może to był sen?
Może życie w Konoha właśnie mi się przyśniło, a teraz obudziłam się w ramionach rodzicielki otumaniona?
Chciałam żeby to była prawda. Pragnęłam tego całym sercem. Tak wiele bym zmieniła.
Usłyszałam kroki, a moja głowa gwałtownie obróciła się w stronę ich dźwięku. Po łące szedł mężczyzna. Dobrze zbudowany, w średnim wieku, o czarnych włosach i zielonych oczach, takich jak moje. Rzuciłam się w jego stronę, śmiejąc się. Trawa mnie łaskotała w stopy, a ja wyciągnęłam ręce przed siebie, a on zawtórował i krzyknął moje imię. Przytulił mnie, kręcąc nami dookoła, śmiejąc się. Po chwili usadowił mnie na swoim boku i ruszył przed siebie. Zobaczyłam nagle przepiękną, spokojnie wyglądającą i kruchą kobietę o bardzo długich, różowych włosach. Stała z szerokim uśmiechem przed nami, wpatrując się w mężczyznę swojego życia fioletowymi oczami.
Reszta tego wspomnienia minęła mi jakby w ciągu wieków, a zarazem sekund. Chciałam tu zostać, ale nagle pojawiłam się nad rzeką przerażona. Widziałam przed sobą chłopaka, który ciężko dyszał wycieńczony. To był najwyraźniej Itachi. Chciałam mi pomóc, ale mnie odrzucił, więc krzyknęłam po rodziców.
I tak zamieszkał z nami, za gościnę odwiedzał się na każdym kroku, pomagając, a ja przyzwyczajałam się do jego obecności, uzależniając się od niego.
Któregoś razu płakałam, leżąc na ziemi. Wywróciłam się i czułam piekący ból w kolanie.
-Sakura! - krzyknął ktoś za mną.
-Itachi! - odpowiedziałam mimowolnie. Zebrałam się do siadu, a chłopak podbiegł i wziął mnie w swoje silne dla mnie ramiona. Wtuliłam się mocno, nadal mocno płacząc.
-Spokojnie, już jest wszystko w porządku - zapewniał, idąc spokojnym krokiem. Oplotłam go swoimi małymi ramionami.
-Bądź ze mną już na zawsze! - poprosiłam, a on tylko się zaśmiał.
Następne wspomnienia były lepsze, lub gorsze. Błądziłam po zakamarkach swojej pamięci, odkrywając tajemnice przeszłości.

~~~~~~~~~

Chodziłem po mieście bez celu, chcąc poznać na nowo okolicę. Mijający mnie ludzie patrzyli z odrazą i strachem, który w pełni rozumiałem. Samo bycie posiadanie sharingana to jest coś, a co dopiero, gdy się ma przeszłość przestępczą. W sumie to dopiero wyrywam się z jej ramion, która nigdy mnie nie opuści, zawsze będzie podążać za mną jak cień - splamiona krwią i grzechem przeszłość.
Moje zadumanie przerwał krzyk przyjaciela.
-Sasuke! - krzyczał zdruzgotany blondyn. Wyglądał jak siedem nieszczęść, był brudny i... Pijany?
-Naruto, do cholery, czemu się spiłeś?! Jesteś niepełnoletni! Ten stary zboczeniec ci dał się napić? - wypytywałem, a on tylko mnie zamknął w szczelnym uścisku. -Młotku, puść. Wyglądamy na pedałów, robisz zamieszanie - komunikowałem, aby w końcu zdał sobie sprawę z tego, co się dookoła niego dzieje, jednak ten mamrotał coś pod nosem niezrozumiale. Chwyciłem go więc pod ramię i zaprowadziłem do domu.
Wejście nie było łatwe, najpierw musiałem go przeszukać w sprawie kluczy - których ostatecznie nie miał, a drzwi były otwarte, po czym przy wchodzeniu najzwyczajniej w świecie się potknął o próg i wyrżnął z hukiem. Jęknął i zaszlochał po raz kolejny.
-Sasukeeeeeeee! - Przylepił się do mojej nogi, oplótł ją szczelnie rękoma, śliniąc mi nogawkę.
Zamknąłem drzwi, po czym przerzuciłem sobie tego idiotę przez ramię i rzuciłem na kanapę.
-Śpij. - Rzuciłem na niego koc, a on zaczął się płakać, po czym śmiać.
-Ja nic nie piłem! - zapewniał chłopak, podniósł się i zaczął na mnie chuhać. -Zobacz! To nie alkohoool - wymamrotał, a ja się zezłościłem. Chwyciłem go znów i ułożyłam na ramieniu. Co prawda nie mogłem za bardzo używać jutsu, ale postanowiłem zrobić wyjątek i przeteleportowałem się do hokage.
Ta spojrzała na mnie badawczo, po czym spojrzała na blondyna.
-Spił się? - zapytała.
Nagle w pokoju pojawili się moi ochroniarze, którzy spojrzeli skołowani na mnie i Naruto, a po chwili wyszli po znaku od Tsunade.
-Twierdzi, że nie, a ja się zaczynam martwić i irytować zachowaniem tego cepa - wyjaśniłem, usadzając go na fotelu.
-I pomyślałeś, że ja dam radę stwierdzić co to? - stwierdziła bardziej, niż zapytała. Podeszła do niego i po chwilowym sprawdzeniu podniosła się. -To nie alkohol.
Nagle w moim umyśle pojawił się pomysł.
-Chyba wiem, kto to.

~~~~~~~~~~~

Obudziłam się, leżąc na trawie. Było mi przyjemnie ciepło, słyszałam śpiew ptaków i szum wody. Ułożyłam się wygodniej, czując głaskanie po głowie. Było mi przyjemnie, że aż wydałam z siebie zadowolone westchnienie. Byłam zmęczona tym wszystkim.
Chwilą, dłoń? Leżę na kimś?
Spojrzałam w górę i okazało się, że leżę głową na kolanie Itachiego, a ten czule głaszcze mnie po głowie. Zmieszałam się i zarumieniłam lekko, ale postanowiłam nie wykonywać zbyt gwałtownych ruchów. Podniosłam się powoli do siadu, czując dziwne zmęczenie w mięśniach.
-Sakura... - zaczął niepewnie.
-Hmmm? - zachęciłam go do dalszej rozmowy.
-Musisz ze mną uciec z Konoha. Nie jesteś tam bezpieczna, ani ja. A muszę cię nauczyć panować nad mocą - wyjaśnił powoli, a ja nieco się przeraziłam. Musiałabym zostawić mojego przyjaciela, Ino, Hinatę. Chyba tylko te osoby mnie tam trzymały. No i oczywiście Tsunade. Kiwnęłam głową, że rozumiem.
-Powiedz mi tylko czemu chcesz, żeby cię Sasuke nienawidził i zabił - zapytałam stanowczo, na co wzdrygnął się najwidoczniej niezadowolony, chyba chciał tę kwestię pominąć.
-Bo jeżeli mnie zabije, dostanie lepszego sharingana - wydusił z siebie w końcu. Zezłościłam się.
-I dlatego ma zabić swoją ostatnią rodzinę!?
I tak zaczęła się nasza dyskusja na ten temat, aż zaczęło się ściemniać.

środa, 29 marca 2017

Blogger

1 komentarz:
Ostatnio bardzo popularny jest Wattpad. Przenieść tam bloga? A może skopiować i korzystać z dwóch stron?

Bardzo bym prosiła o odpowiedź!
I tak, jestem w trakcie pisania, wybaczcie, że to tyle zajmuje.

czwartek, 2 marca 2017

Rozdział 14

6 komentarzy:
Wszystko potoczyło się tak szybko. Nie rozumiałem tak wielu rzeczy, a zachowanie Sakury mnie bardzo skołowało. Jeszcze niedawno mówiła, że jedna noc nie zmieni jej podejścia do mnie, a teraz nagle się zachowuje jak ta idiotka sprzed trzech lat?
Jeszcze to, że skradziono akurat to, dlaczego do cholery ktoś odgrzebuje tak stare raporty?! Może tam jest coś ważnego? I tak się na razie nie dowiem, gdyż już sam tego nie skradnę.
Nie miałem co robić, więc wróciłem do gabinetu Tsunade.
-Co znowu? Dopiero co wyszedłeś - rzuciła zirytowana, pisząc coś na kartce.
-Chciałem się zapytać o moją drużynę, jest w areszcie. - Usiadłem na krzesełku, czekając na odpowiedź.
-A, no tak. Juugo zostanie na razie przebadany psychicznie, gdyż wydaje się niezrównoważony. Na Suigetsu nie mamy nic, za co chcielibyśmy go zabić, a Karin zostanie przesłuchana co wie na temat Orochimaru - wyznała spokojnie. Uporządkowała kilka kartek, które schowała do szuflady i spojrzała na mnie.
-To znaczy, że co się z nimi stanie? - zapytałem, gdyż końcowo w sumie nie wiem jakie są plany wobec nich.
-Jeśli będą współpracować to można ich przyjąć na podobnych zasadach do Konoha, co ciebie. Jeżeli nie, to już nie ode mnie zależy - rzuciła niby od niechcenia.
-To pozwól mi z nimi porozmawiać, pewnie myślą, że nie żyję i na pewno nie będą chcieli negocjować.
W jakiś dziwny sposób mi na nich zależało. Przynajmniej nie chciałem, żeby przeze mnie zgnili w więzieniu. I tak byłem zaskoczony ugodowym podejściem Konoha do całej tej sprawy. Przyglądała mi się dokładnie, po czym kiwnęła głową.
-No dobrze, ale bez żadnych sztuczek. Bo skażę całą czwórkę na śmierć - zakomunikowała i kazała mi wyjść, co posłusznie zrobiłem.
Idąc ulicami napotkałem Naruto z jakąś kobietą.
-Hej, głąbie - przywitałem się z blondynem, a on się wyszczeżył.
-Hej, Sasuke! - Pociągnął dziewczynę za sobą i podał mi rękę. -To jest Yuuki. Yuuki poznaj Sasuke.
Chwyciłem jej dłoń i ucałowałem jej wierzch. Ta zachichotała, co chyba się nie spodobało blondynowi.
-To ty jesteś ten wielki Sasuke Uchiha? - zapytała zafascynowana.
-Tak, to ja. Nie wiem czy wielki, ale ja - stwierdziłem. Byłem dumny, że nazwała mnie wielkim, ale nie chciałem niezręcznej sytuacji. Chłopak obok nas pociągnął ją za rękę zakłopotany.
-No i jak tam? O co chodziło z tą akcją z rana? - zmienił szybko temat.
-W sumie to nie wiadomo - skłamałem. Nie chciałem mówić, że Sakura ma chyba z tym jakiś związek i moja przeszłość.
Westchnął tylko i stwierdził, że to chyba nie było nic ważnego. Po kilku żartach i wymianach zdań, chciał zaproponować wspólny posiłek, gdy nagle pojawił się jakiś dzieciak. Kojarzyłem go, ale nie wiem skąd.
-Jiraya-sensei cię wzywa na niezapowiedziany trening! - zakomunikował, a blondyn spanikował.
-Co? Gdzie on jest, Konohamaru? - zapytał, po czym nas przeprosił i zniknął. Spojrzałem na Yuuki, a ta uśmiechnęła się dziwnie.
-Uchiha Sasuke... - Zbliżyła się zdecydowanie za blisko i wtuliła mi się w rękę. -Co ty na mały układ?
Spojrzałem na nią zaskoczony, ale postanowiłem udawać zainteresowanie.
-To znaczy?
-Ja ci dam swoje ciało i potomka, pomogę przy zemście. Zrobię co zapragniesz, a ja zostanę twoją oficjalną partnerką - bardziej zakomunikowała niż zaproponowała. Prychnąłem i pchnąłem ją na ścianę, chcąc ją wystraszyć jedynie.
-A co jak lubię robić z kobietami straszne rzeczy? - zapytałem, kładąc rękę na ścianie przy jej głowie.
-To znaczy? - Lekko zdezorientowana, ale zawzięta zapytała, chyba bardzo chciała dopiąć swego. Położyła mi ręce na torsie i zbliżyła się.
-Wiązanie, podduszanie...
Poczułem lekkie wzdrygnięcie.
-Możemy się dogadać, lubię ostre zabawy.
-Bicie do nieprzytomności. Uwielbiam patrzeć na nowe siniaki mojej kochanki... Szarpać za włosy. - Chwyciłem ja za kilka kosmyków i szarpnąłem. Chwilę przyglądała mi się przerażona, po czym zaczęła się rozglądać, jakby szukając pomocy. Odepchnęła mnie zrezygnowana.
-Dobra! Zapomnij, zadowolę się blondynem!
Ruszyła przed siebie, próbując uciec.
-Lepiej go zostaw, bo pożałujesz - syknąłem, schowałem ręce do kieszeni i poszedłem w swoją stronę.

***

Musiałam to zrobić, musiałam z siebie zrobić idiotkę. Nie mogłam mu powiedzieć prawdy, ani pozwolić na aresztowanie tego kretyna za moją kradzież. Zdziwiłam się, że tak szybko zauważono brak tego raportu.
Właśnie siedziałam u siebie w pokoju, okna były zasłonięte żółtym materiałem, który przepuszczał trochę światła. Jednak z powodu jesiennej pory roku słońce dawało słabe, jakby zmęczone oświetlenie.
Opierałam się o ścianę, siedząc na łóżku wraz z Miyu. Głaskałam jej gładkie pióra, zastanawiając się, czy na pewno otworzyć. Westchnęłam, po czym otwarłam ten cholerny raport. Zamurowało mnie. Morderstwo całego klanu było misją od straszyzny... Itachi wybłagał życie brata, a rodzinę musiał zgładzić za konspirację przeciw Konoha? Głowa rodziny Uchiha chciał przejąć władzę, więc uznano ich za niebezpieczeństwo. Ale dlaczego w takim razie dostał tę misję Itachi? Przecież przez to musiał uciec, stać się przestępcą. Nie przeszkadzało mu to? 
Podkuliłam nogi i westchnęłam.
-Muszę się z nim spotkać - zakomunikowałam. -Masz z nim kontakt, prawda?
Miyu przyglądała mi się, jakby zastanawiając się nad wszystkimi za i przeciw. Powoli kiwnęła główką twierdząco.
-To niebezpieczne, Sakura - próbowała mnie ostrzec, ale nie słuchałam. To wszystko było zbyt poważne. Itachi cierpi za niewinność, w dodatku brat chce go za to zamordować! Nie zasługuje na ten los, a Sasuke zasługuje, aby poznać prawdę przed popełnieniem największego błędu swojego życia - zamordowanie kochającego brata, który ocalił mu życie. Ale dlaczego kazał mu się nienawidzić?
-Życie samo w sobie jest niebezpieczne, więc mam z niego zrezygnować? - zapytałam zdeterminowana. Skoczyłam na równe nogi, założyłam sobie przepaskę shinobi na biodra. Podobnie do Ino, jednak ona nosi ją nieco wyżej. Postanowiłam tak, gdyż z włosów i czoła się zsuwała, a w razie niebezpieczeństwa i tak nie chroniła jakoś bardzo.
-Powiedz mu, że będę przy jeziorze, na północ pięć kilometrów od Konoha - mruknęłam. Uznałam to za najlepsze miejsce, zdala od wioski, a jakby chciał mnie zaatakować ogniem - jest tam woda. Pomimo, że mnie uratował nie ufałam mu, ale musiałam zaryzykować.
Kilka minut później z plecakiem znalazłam się przy wyjściu.
-Cześć, a dokąd to? - zapytał jeden ze strażników, bardzo zmęczony już swoim życiem, a pytanie mnie o cel podróży to jego jedyna rozrywka na najbliższe parę godzin.
-Witajcie. Idę po różne zioła, na przykład pokrzywę, żywicę. I takie tam, wiecie do medycyny - rzuciłam luźno. Poniekąd było to prawdą. Podrapał się po brodzie, i chcąc przedłużyć swoją chwilową rozrywkę znów otworzył usta.
-A nie lepiej kupić? Na pewno gdzieś to sprzedają - zastanawiał się, udając zainteresowanie.
-Niby tak, ale ciężko znaleźć takie produkty o dobrej jakości i cenie. Chcę świeże i wybrane przeze mnie, nie chcę sztuczno hodowanych, a nie wiem czego się spodziewać po takich ze straganów - wyznałam, opierając się o bramę. Nie chciałam pokazać im, że się spieszę, ale trzeba by było już iść.
-A mniej więcej za ile wrócisz? - zapytał. Od kiedy jeden mężczyzna wyszedł "w okolicę" i nikt nie wiedział kiedy wróci, ani gdzie idzie, po czym okazało się, że zginął zawsze pytają, gdyż będą wiedzieć kiedy się zacząć martwić.
-Wieczorem, chcę zobaczyć zachód słońca w lesie - rzuciłam, chcąc dać sobie dużo czasu. Kiwnął głową, życzył powodzenia i sobie poszłam. Gdy zniknęłam z jego pola widzenia wskoczyłam na gałęzie drzew i popędziłam na miejsce spotkania.
Postanowiłam chwilę poczekać na drzewie ukryta w żółtych i brązowych już liściach. Nagle poczułam podmuch na szyi, ludzki oddech. W ułamku sekundy wyciągnęłam kunai, odwróciłam się i wycelowałam swoim ostrzem.
-Witaj, Sakuro - przywitał się z pustym wyrazem twarzy. Przyjrzałam się mu dokładnie, próbując wyczytać zamiary. Ten zaczął się powoli zbliżać, więc wstałam, a on razem ze mną. Cofałam się, czując, że gałąź ugina się coraz bardziej. Nagle zachwiałam się, a on złapał mnie za rękę. Wisiałam odchylona do tyłu, jeżeli mnie puści to spadnę.
-Witaj, Uchiha - odpowiedziałam po dłuższej chwili. Położył mi rękę na policzku, przez co zarumieniłam się odrobinę. Uśmiechnął się i pogładził mój policzek.
-Powiedz na mnie Itachi-kun - poprosił. Albo zażądał? Nie wiedziałam co zrobić. Bałam się teraz, że mnie zabije, porwie, albo zgwałci. Nie rozumiałam jego zamiarów.
-Itachi-kun?
Uśmiechnął się w odpowiedzi, przyciągnął mnie do siebie i ucałował w czoło. Cofnął się nagle i usiadł przy pniu.
-Chyba czas, abyś poznała prawdę - stwierdził bezceremonialnie. Podeszłam bliżej i kucnęłam.
-Jaką prawdę? Dlaczego mnie tak traktujesz? - wypytywałam. Miałam tu przyjść w sprawie ich klanu, a mówimy o mnie.
-Ponieważ nie pamiętasz kim jesteś i że mnie znasz - wyznał nieco smutno.
-Czego nie pamiętam? - Martwiło mnie to coraz bardziej.
-Twoja prawdziwa rodzina. Byli podróżnikami, gdyż dopadła ich tragedia, wybito ich klan. Z podobnego powodu, co mój. Byliście potężni, masz bardzo silne oczy. - Wskazał na nie. -Twoi rodzice się mną zajęli, gdy uciekłem. Mieszkałem z nimi, z wami parę miesięcy. Poznałem cię i zacząłem cię traktować jak siostrę. Gdy nagle przyszli ci, co chcieli wybić wszystkich o twoich oczach. Kazali mi cię zabrać i ukryć, niestety ginąc przy tym.
Zabrakło mi tchu, upadłam na tyłek.
-Kłamiesz. Próbujesz mi namącić w głowie! Czego ty ode mnie chcesz?! Moi rodzice zmarli rok temu na misji! - zaczęłam się wydzierać, trzymając za głowę.
-Chcę ci pomóc, niedługo stracisz panowanie nad zapieczętowaną mocą, a Akatsuki już o tobie wie i chcą cię wykorzystać.
Zaczęłam płakać. Całe życie w kłamstwie. Wychowywali mnie ludzie, których o to poproszono? Mam moc? Akatsuki mnie szuka? Wszystko brzmiało niedorzecznie, ale nie miał powodu by kłamać. Chociaż po chwili się wzdrygnęłam.
-Chcesz mnie w ten sposób porwać? Chcesz się do mnie zbliżyć i zdradzić?
Parsknął na to tylko i pokiwał głową.
-Wtedy bym rzucił na ciebie genjutsu i cię po prostu porwał. Zmienił wspomnienia i byłoby mniej problemu z tobą - rzucił kpiąco. -Musisz mi zaufać. - Chwycił moje dłonie w swoje. -Oni już podejrzewają moją zdradę, a jeśli zostaniesz w Konoha narazisz przyjaciół - powiedział błagalnym tonem.
-Dlaczego mi pomagasz?
Uśmiechnął się tylko i dwoma palcami puknął mnie w czoło.
-Chcę pokoju, a jeśli cię zdobędą, będzie wojna. Zresztą należy ci się to, obiecałem. Kocham cię jak siostrę, obserwowałem cię zawsze, za pomocą kruków. Dobrze wiesz teraz, że nie chciałem nigdy nic złego, poświęciłem wszystko dla brata, ty jesteś dla mnie równie ważna jak on - wyznał. Nie krył uczuć, łamał mu się głos. Niemalże płakał, wzdychał co chwilę. A mi trzęsły się dłonie.
-Więc najpierw oddaj mi wspomnienia. To na pewno twoja sprawka, że nic nie pamiętam - zażądałam, a on tylko kiwnął głową. Patrzył mi prosto w oczy, jego zabarwiły się na krwistą czerwień. Nagle cofnęłam się do najdalszych wspomnień, które do mnie wracały.

~~~~~~~

Tadam! 
Podobało Ci się? Jesteś tutaj? 
Skomentuj, to bardzo motywuje ;* Każdy komentarz cieszy mnie ogromnie, dodaje mi sił na dalsze pisanie <3 

Do napisania!

środa, 1 marca 2017

Speciale i jednopartówki

4 komentarze:
Hej, hej! Już kiedyś chciałam napisać special na święta, ale się nie wyrobiłam, potem ta przerwa i wróciłam do pisania dopiero po świętach :/ 
Teraz piszę na Wielkanoc.
I pytanie do Was. Chcecie jednopartówki/speciale tylko Sasusaku? Czy jakieś inne? Jak tak, to jakie?
Jak macie jakieś propozycje, napiszcie w komentarzach, a ja postaram się napisać. Jeśli nie jesteście zainteresowani - czekajcie jedynie na wątek główny :)

niedziela, 26 lutego 2017

Rozdział 13

2 komentarze:
Dreszczyk emocji mnie przeszedł, gdy znalazłam się przy metalowym płocie, chroniącym archiwum przed intruzami. Naciągnęłam mocniej kaptur i cofnęłam się kilka kroków. Rozpędziłam się, cichy i zgrabny skok i znalazłam się po drugiej stronie. Co to dla mnie? Nie postarali się. Weszłam do krzaków i podciągnęłam rękaw, chcąc sprawdzić ma zegarku która jest godzina.
-Jeszcze pięć minut... - mruknęłam.
Przyjrzałam się i faktycznie zauważyłam strażnika przy owych drzwiach. Za pięć minut pójdzie na inne miejsce, zaś po jakiś pięciu do dziesięciu minut przyjdzie kolejny. Drzwi nie powinny być zamknięte, więc nie powinno być problemu.
-Droga wolna, masz około pięciu minut. - Usłyszałam w głowie i pochylona ruszyłam w stronę drzwi. Chwyciłam za klamkę.
-Cholera... - Zamknięte. Zagryzłam wargę i wyciągnęłam wytrych. Wiele razy ćwiczyłam ów sposób. Zaczęłam przekręcać nim, nasłuchując.
-Pośpiesz się, za niecałą minutę znajdziesz się w polu widzenia kolejnego strażnika! - Znów usłyszałam, tym razem nieco zmartwiony głos. Ręce zaczęły mi się pocić.
-Szybciej... - szepnęłam, po czym usłyszałam, że są otwarte. Szybkim, ale cichym ruchem otworzyłam drzwi i szybko je zamknęłam.
-Ty to masz szczęście... - przekazała mi myślą Miyu. Uśmiechnęłam się pod nosem i spojrzałam do góry. Było tam wejście do szybu, jednak zakryte kratką. Było ogólnie to małe pomieszczenie, może dwa na dwa metry, kilka pudeł i kartonów, a zaraz dalej kolejne drzwi.
Za pomocą chakry weszłam po ścianie, kucnęłam, przechylając się dziwnie, aby być głową na wprost kratki. Wyciągnęłam podręczny śrubokręt, jakby scyzoryk i zaczęłam wykręcać śrubki, oprócz prawej, górnej. Weszłam do szybu i odwróciłam się do kratki. Chwyciłam za prawą, dolną część i wygięłam ją tak, aby kratka więcej się nie kołysała, po czym ruszyłam przed siebie. Kilka skrętów w prawo, lewo w niewygodnej pozycji, aż dotarłam na miejsce.
-Ale tu nuda, po co my w ogóle tu pracujemy? Po co pilnujemy jakiś starych raportów? - zapytał zmęczony strażnik.
-Ja tam nie wiem, żona mnie namówiła. Bo bezpieczniej, bo lepsza wypłata - wyznał zirytowany, drugi strażnik. Po chwili ruszyli w inną część ogromnego pokoju, dzięki czemu mogłam wyjść. Tym razem chakrą przecięłam kratki, wygięłam je, a po wyjściu wepchnęłam je na swoje miejsce.
Zeskoczyłam bezszelestnie i gładko na ziemię.
Zobaczyłam przed sobą ogromne pułki, niczym w bibliotece. Jednak zamiast liter, były daty.
Zagryzłam zdenerwowana wargę. Wiem, że mieliśmy po cztery lata, gdy to się stało. Wychodzi, że było to jakieś dwanaście lat temu.
Zaczęłam się martwić po jakiś dwudziestu minutach o powodzenie mojej misji.
Ściągnęłam kaptur, aby móc się lepiej rozglądać. Poprawiłam włosy i zabrałam się z niechęcią za szukanie.
Były tu różne raporty z wielu, tajnych misji, o których nie miałam pojęcia. Jednak nie interesowało mnie to, kogo kiedyś szpiegowano w Sunie, czy zabiło na jakimś szlaku.
Zaczęłam powoli rezygnować - nie mogłam przecież tam przez wieczność siedzieć. Chwyciłam kolejny z kolei, po czym odrzuciłam go zirytowana na miejsce.
Po jakiś dziesięciu minutach w końcu znalazłam. Uśmiechnęłam się szeroko i zwycięsko, gdy nagle usłyszałam kroki. Serce stanęło mi w gardle, a włosy dęba. Założyłam kaptur z powrotem, po czym stanęłam za regałem, nasłuchując.
-Po co my tu leziemy? - Usłyszałam zirytowany głos mężczyzny. Był pewny siebie, było słychać, że się niczego nie bał i z łatwością stanąłby do walki.
-Uspokój się. Pies coś wyczuł, więc naszym obowiązkiem jest to sprawdzić - odpowiedział drugi zawistnym głosem. Chyba się nie lubili.
Cholera, spojrzałam na ręce, spocone ręce. Na dworze było o wiele chłodniej, więc ubrałam się za grubo. Otarłam mokre czoło, zimnymi dłońmi.
Kroki zbliżały się niebezpiecznie szybko, więc cichym krokiem ruszyłam przed siebie. Nawet usłyszałam dźwięk wciągającego powietrza przez psa.
Nagle wpadłam na pomysł - Miyu mówiła, że jeden z moich leków potwornie śmierdzi dla zwierząt. Była to maść na rany, którą na szczęście wzięłam. W biegu wyciągnęłam z kieszeni pudełko z maścią i odkręciłam wieczko. Wysmarowałam sobie twarz, dłonie, a nawet bluzkę, aż w końcu krem zaczął się kończyć. Niezadowolona z tego faktu schowałam resztę. Składniki mi się skończyły, a uzyskać je jest potwornie ciężko.
Usłyszałam, iż zaczęli się cofać.
-I co? Mówiłem, że to głupi pies! - warknął ten, co wcześniej.
-Sam jesteś głupi, zaraz coś znajdziemy. -Chwila ciszy. -Hej, co jest?
-No mówię, że durny! Podwinął ogon i cofa się nagle. Same problemy z tobą i tym twoim, durnym psem. - Zaczęli się wycofywać do wyjścia.
-A w mordę chcesz? - odwarknął właściciel psa. Dalszej rozmowy nie słyszałam, gdyż oddalili się zbytnio.
Spojrzałam ze satysfakcją na raport, po czym ruszyłam do wentylacji, którą weszłam.

*** 

Bawiłem się kubkiem po kawie, jeszcze lekko ciepłym aczkolwiek pustym. Zjadłem właśnie śniadanie i dumałem nad tym jak wydostać moją drużynę. Oni też mieli swoje za uszami i właśnie osądzano co z nimi począć. Zabić, wygnać, uwięzić, czy też jakiejś wiosce wydać? Pomimo tego, że każdy myślał, że jestem nieczułym mordercą to też miałem swój honor i priorytety. A jednak drużyna powinna być kimś na kim można polegać, skoro chciałem takową stworzyć musiałem się do tego stosować. Podrapałem się po czole, gdyż jakiś kosmyk włosów przejechał mi delikatnie po skórze. Nagle ktoś z impetem otworzył drzwi wejściowe. Natychmiast wstałem i zmarszczyłem czoło, a zanim się zorientowałem co się dzieje przygwożdżono mnie do brzuchem do ściany.
-Co jest do cholery?! - warknąłem, czując jak napastnik krępuje mi ręce.
-Jesteś zatrzymany pod zarzutem włamania się i kradzieży. Masz prawo zachować milczenie - zakomunikował i szarpnął mnie do wyjścia.
-Nie wiem w co mnie chcecie wrobić, ale ja nic nie zrobiłem - burknąłem zirytowany.
Po sekundzie znaleźliśmy się w gabinecie Tsunade. Dała jakiś znak, a oni zniknęli. Westchnęła i zwiesiła głowę.
-Po co to zrobiłeś? - zapytała zmęczona.
-Ale o co wam chodzi?! Nic nie zrobiłem przecież - wyznałem szczerze, a kobieta spojrzała na mnie analizując całą moją twarz. Przeskoczyłem nad związanymi rękoma, aby mieć dłonie z przodu i usiadłem. -Nie wiem w jakie gówno chcecie mnie wkręcić, ale ja grzecznie wczoraj siedziałem u siebie. 
-W takim razie dlaczego zginęły raporty akurat z misji, na której zginęła twoja rodzina? - zapytała, po czym ugryzła się w język, jakby żałując, że właśnie wydała co się stało. Spojrzałem na nią zaskoczony. Ale po co to komu? A w szczególności mi. Ja tam przecież byłem i to wszystko niestety widziałem. 
Moje przemyślenia przerwało wparowanie do pokoju Sakury.
-Kto pozwolił wejść? - zapytała starsza kobieta lekko podirytowana, ale nie wyglądała na złą.
-Przepraszam Tsunade - rzuciła -...sama - dodała po chwili, przypominając sobie o mojej obecności.
-O co chodzi?
-Już o wszystkim słyszałam i chcę poręczyć, że to nie był Sasuke, gdyż byłam u niego wczoraj - załgała. Kobieta spojrzała na nią dziwnie, po czym na mnie.
-Po co byłaś u niego? 
-Naruto mnie o to prosił, strasznie mu zależy, aby było jak kiedyś. Żebyśmy byli wszyscy przyjaciółmi i żeby dał mi spokój spędziłam z Sasuke wieczór, rozmawiając. Poszłam od niego dosyć późno.
Po jeszcze krótkiej rozmowie Tsunade wezwała strażnika. Zaskoczony i skołowany jak nigdy wyszedłem z gabinetu wraz z Sakurą, która nie odezwała się słowem. Zanim coś powiedziałem znalazła się na końcu korytarza.
-Czekaj! - Pobiegłem za nią. Dogoniłem ją przy wyjściu i złapałem za ramię.
-Czego?
-Musimy porozmawiać - stwierdziłem.
-Nic nie musimy, Sasuke. 
-Czemu kłamałaś? 
Westchnęła zdenerwowana i odtrąciła moją rękę. Poszła przed siebie widocznie nie chcąc o tym rozmawiać tutaj. Spuściła głowę w dół i zarumieniła się.
-Booo.... Nie chciałam, żebyś trafił do więzienia... Bo ja chyba coś jeszcze do ciebie... - Chwyciła się za usta i z jej oczu poleciały łzy. -Z-zapomnij! 
I zniknęła. Czyżbym się pomylił i jednak nadal była idiotką?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wiem, przepraszam. Sknociłam. Wszystkim komentującym dziękuję! <3
layout by Sasame Ka z Zatracone Dusze