Strony

niedziela, 26 lutego 2017

Rozdział 13

Dreszczyk emocji mnie przeszedł, gdy znalazłam się przy metalowym płocie, chroniącym archiwum przed intruzami. Naciągnęłam mocniej kaptur i cofnęłam się kilka kroków. Rozpędziłam się, cichy i zgrabny skok i znalazłam się po drugiej stronie. Co to dla mnie? Nie postarali się. Weszłam do krzaków i podciągnęłam rękaw, chcąc sprawdzić ma zegarku która jest godzina.
-Jeszcze pięć minut... - mruknęłam.
Przyjrzałam się i faktycznie zauważyłam strażnika przy owych drzwiach. Za pięć minut pójdzie na inne miejsce, zaś po jakiś pięciu do dziesięciu minut przyjdzie kolejny. Drzwi nie powinny być zamknięte, więc nie powinno być problemu.
-Droga wolna, masz około pięciu minut. - Usłyszałam w głowie i pochylona ruszyłam w stronę drzwi. Chwyciłam za klamkę.
-Cholera... - Zamknięte. Zagryzłam wargę i wyciągnęłam wytrych. Wiele razy ćwiczyłam ów sposób. Zaczęłam przekręcać nim, nasłuchując.
-Pośpiesz się, za niecałą minutę znajdziesz się w polu widzenia kolejnego strażnika! - Znów usłyszałam, tym razem nieco zmartwiony głos. Ręce zaczęły mi się pocić.
-Szybciej... - szepnęłam, po czym usłyszałam, że są otwarte. Szybkim, ale cichym ruchem otworzyłam drzwi i szybko je zamknęłam.
-Ty to masz szczęście... - przekazała mi myślą Miyu. Uśmiechnęłam się pod nosem i spojrzałam do góry. Było tam wejście do szybu, jednak zakryte kratką. Było ogólnie to małe pomieszczenie, może dwa na dwa metry, kilka pudeł i kartonów, a zaraz dalej kolejne drzwi.
Za pomocą chakry weszłam po ścianie, kucnęłam, przechylając się dziwnie, aby być głową na wprost kratki. Wyciągnęłam podręczny śrubokręt, jakby scyzoryk i zaczęłam wykręcać śrubki, oprócz prawej, górnej. Weszłam do szybu i odwróciłam się do kratki. Chwyciłam za prawą, dolną część i wygięłam ją tak, aby kratka więcej się nie kołysała, po czym ruszyłam przed siebie. Kilka skrętów w prawo, lewo w niewygodnej pozycji, aż dotarłam na miejsce.
-Ale tu nuda, po co my w ogóle tu pracujemy? Po co pilnujemy jakiś starych raportów? - zapytał zmęczony strażnik.
-Ja tam nie wiem, żona mnie namówiła. Bo bezpieczniej, bo lepsza wypłata - wyznał zirytowany, drugi strażnik. Po chwili ruszyli w inną część ogromnego pokoju, dzięki czemu mogłam wyjść. Tym razem chakrą przecięłam kratki, wygięłam je, a po wyjściu wepchnęłam je na swoje miejsce.
Zeskoczyłam bezszelestnie i gładko na ziemię.
Zobaczyłam przed sobą ogromne pułki, niczym w bibliotece. Jednak zamiast liter, były daty.
Zagryzłam zdenerwowana wargę. Wiem, że mieliśmy po cztery lata, gdy to się stało. Wychodzi, że było to jakieś dwanaście lat temu.
Zaczęłam się martwić po jakiś dwudziestu minutach o powodzenie mojej misji.
Ściągnęłam kaptur, aby móc się lepiej rozglądać. Poprawiłam włosy i zabrałam się z niechęcią za szukanie.
Były tu różne raporty z wielu, tajnych misji, o których nie miałam pojęcia. Jednak nie interesowało mnie to, kogo kiedyś szpiegowano w Sunie, czy zabiło na jakimś szlaku.
Zaczęłam powoli rezygnować - nie mogłam przecież tam przez wieczność siedzieć. Chwyciłam kolejny z kolei, po czym odrzuciłam go zirytowana na miejsce.
Po jakiś dziesięciu minutach w końcu znalazłam. Uśmiechnęłam się szeroko i zwycięsko, gdy nagle usłyszałam kroki. Serce stanęło mi w gardle, a włosy dęba. Założyłam kaptur z powrotem, po czym stanęłam za regałem, nasłuchując.
-Po co my tu leziemy? - Usłyszałam zirytowany głos mężczyzny. Był pewny siebie, było słychać, że się niczego nie bał i z łatwością stanąłby do walki.
-Uspokój się. Pies coś wyczuł, więc naszym obowiązkiem jest to sprawdzić - odpowiedział drugi zawistnym głosem. Chyba się nie lubili.
Cholera, spojrzałam na ręce, spocone ręce. Na dworze było o wiele chłodniej, więc ubrałam się za grubo. Otarłam mokre czoło, zimnymi dłońmi.
Kroki zbliżały się niebezpiecznie szybko, więc cichym krokiem ruszyłam przed siebie. Nawet usłyszałam dźwięk wciągającego powietrza przez psa.
Nagle wpadłam na pomysł - Miyu mówiła, że jeden z moich leków potwornie śmierdzi dla zwierząt. Była to maść na rany, którą na szczęście wzięłam. W biegu wyciągnęłam z kieszeni pudełko z maścią i odkręciłam wieczko. Wysmarowałam sobie twarz, dłonie, a nawet bluzkę, aż w końcu krem zaczął się kończyć. Niezadowolona z tego faktu schowałam resztę. Składniki mi się skończyły, a uzyskać je jest potwornie ciężko.
Usłyszałam, iż zaczęli się cofać.
-I co? Mówiłem, że to głupi pies! - warknął ten, co wcześniej.
-Sam jesteś głupi, zaraz coś znajdziemy. -Chwila ciszy. -Hej, co jest?
-No mówię, że durny! Podwinął ogon i cofa się nagle. Same problemy z tobą i tym twoim, durnym psem. - Zaczęli się wycofywać do wyjścia.
-A w mordę chcesz? - odwarknął właściciel psa. Dalszej rozmowy nie słyszałam, gdyż oddalili się zbytnio.
Spojrzałam ze satysfakcją na raport, po czym ruszyłam do wentylacji, którą weszłam.

*** 

Bawiłem się kubkiem po kawie, jeszcze lekko ciepłym aczkolwiek pustym. Zjadłem właśnie śniadanie i dumałem nad tym jak wydostać moją drużynę. Oni też mieli swoje za uszami i właśnie osądzano co z nimi począć. Zabić, wygnać, uwięzić, czy też jakiejś wiosce wydać? Pomimo tego, że każdy myślał, że jestem nieczułym mordercą to też miałem swój honor i priorytety. A jednak drużyna powinna być kimś na kim można polegać, skoro chciałem takową stworzyć musiałem się do tego stosować. Podrapałem się po czole, gdyż jakiś kosmyk włosów przejechał mi delikatnie po skórze. Nagle ktoś z impetem otworzył drzwi wejściowe. Natychmiast wstałem i zmarszczyłem czoło, a zanim się zorientowałem co się dzieje przygwożdżono mnie do brzuchem do ściany.
-Co jest do cholery?! - warknąłem, czując jak napastnik krępuje mi ręce.
-Jesteś zatrzymany pod zarzutem włamania się i kradzieży. Masz prawo zachować milczenie - zakomunikował i szarpnął mnie do wyjścia.
-Nie wiem w co mnie chcecie wrobić, ale ja nic nie zrobiłem - burknąłem zirytowany.
Po sekundzie znaleźliśmy się w gabinecie Tsunade. Dała jakiś znak, a oni zniknęli. Westchnęła i zwiesiła głowę.
-Po co to zrobiłeś? - zapytała zmęczona.
-Ale o co wam chodzi?! Nic nie zrobiłem przecież - wyznałem szczerze, a kobieta spojrzała na mnie analizując całą moją twarz. Przeskoczyłem nad związanymi rękoma, aby mieć dłonie z przodu i usiadłem. -Nie wiem w jakie gówno chcecie mnie wkręcić, ale ja grzecznie wczoraj siedziałem u siebie. 
-W takim razie dlaczego zginęły raporty akurat z misji, na której zginęła twoja rodzina? - zapytała, po czym ugryzła się w język, jakby żałując, że właśnie wydała co się stało. Spojrzałem na nią zaskoczony. Ale po co to komu? A w szczególności mi. Ja tam przecież byłem i to wszystko niestety widziałem. 
Moje przemyślenia przerwało wparowanie do pokoju Sakury.
-Kto pozwolił wejść? - zapytała starsza kobieta lekko podirytowana, ale nie wyglądała na złą.
-Przepraszam Tsunade - rzuciła -...sama - dodała po chwili, przypominając sobie o mojej obecności.
-O co chodzi?
-Już o wszystkim słyszałam i chcę poręczyć, że to nie był Sasuke, gdyż byłam u niego wczoraj - załgała. Kobieta spojrzała na nią dziwnie, po czym na mnie.
-Po co byłaś u niego? 
-Naruto mnie o to prosił, strasznie mu zależy, aby było jak kiedyś. Żebyśmy byli wszyscy przyjaciółmi i żeby dał mi spokój spędziłam z Sasuke wieczór, rozmawiając. Poszłam od niego dosyć późno.
Po jeszcze krótkiej rozmowie Tsunade wezwała strażnika. Zaskoczony i skołowany jak nigdy wyszedłem z gabinetu wraz z Sakurą, która nie odezwała się słowem. Zanim coś powiedziałem znalazła się na końcu korytarza.
-Czekaj! - Pobiegłem za nią. Dogoniłem ją przy wyjściu i złapałem za ramię.
-Czego?
-Musimy porozmawiać - stwierdziłem.
-Nic nie musimy, Sasuke. 
-Czemu kłamałaś? 
Westchnęła zdenerwowana i odtrąciła moją rękę. Poszła przed siebie widocznie nie chcąc o tym rozmawiać tutaj. Spuściła głowę w dół i zarumieniła się.
-Booo.... Nie chciałam, żebyś trafił do więzienia... Bo ja chyba coś jeszcze do ciebie... - Chwyciła się za usta i z jej oczu poleciały łzy. -Z-zapomnij! 
I zniknęła. Czyżbym się pomylił i jednak nadal była idiotką?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wiem, przepraszam. Sknociłam. Wszystkim komentującym dziękuję! <3