Strony

czwartek, 25 sierpnia 2016

Rozdział 12

Otworzyłem ospałe oczy, gdy wróciłem do świadomości. Za oknem jeszcze było szaro, a ptaki śpiewały sobie wesoło, jak każdego spokojnego ranka. Spojrzałem na Sakurę, która smacznie spała wtulona we mnie. Spokojnie i w jednym rytmie oddychała, tylko to utwierdzało mnie, że żyje. Zacząłem przyglądać się jej delikatnym rysom twarzy, mlecznej cerze, gęstym rzęsom. Jej usta wydawały się teraz jakieś bardziej ponętne. Skromne i małe, a pomimo tego coś mnie do nich ciągnęło. Jej czoło, będące traumą dzieciństwa wydawało mi się piękne, pomimo, że było niczym niewyróżniającym się i najzwyklejszym czołem. Kilka kosmyków opadało jej na twarz, więc je odgarnąłem. Jej nos także był proporcjonalny i też wydawał mi się ładny. Miałem ochotę się z siebie śmiać. Właśnie patrzę na Sakurę i wyliczam jaka jest piękna, a nie od dziś znam jej twarz. Ucałowałem ją w czoło i zacząłem gładzić po włosach. Dziwna ochota na delikatne traktowanie tej kobiety zjawiła się we mnie i sam nie rozumiałem czemu.
W pewnym momencie poruszyła się powolnym, leniwym ruchem. Przeciągnęła się i otworzyła oczy. Był w nich spokój, patrzyła się na mnie tępo.
-Dzień dobry, Sakura - mruknąłem cokolwiek, aby przerwać ciszę. Nagle zarumieniła się, zerwała na równe nogi i cofnęła nogę. -Uważaj! - krzyknąłem, gdyż niebezpiecznie zbliżała się do końca łóżka. Jednak nie posłuchała i wylądowała z hukiem na ziemi.
-S-s-sasuke... Zapomnij co tu wczoraj zaszło! - wykrztusiła.
-Ale czemu? - zapytałem. -Zła na mnie jesteś? Myślałem, że mi już wybaczyłaś... - rzuciłem smutno. Zależało mi na tym, aby nie miała mi już tego za złe.
-Nie o to chodzi... Znaczy, urgh - zacięła się, poruszyła niespokojnie głową i przygryzła wargę. -Muszę to wszystko przemyśleć. Nadal jestem zła, jeden dzień nie wymaże z pamięci tych trzech lat.
-Nadal nie rozumiem czemu tak zareagowałaś.
Skrzyżowała ręce na piersiach i westchnęła, po czym coś mruknęła pod nosem.
-Ty cokolwiek rozumiesz? - warknęła. -Nigdy nie byłeś zbyt delikatny co do kobiet, czy dobry do zrozumienia ich.
Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
-Coś w tym jest - przyznałem, wodząc wzrokiem za jej sylwetką, kierującą się do wyjścia. Westchnąłem i wyszedłem za nią. Schodząc po schodach usłyszałem, iż będą mnie eskortować do mojego, nowego mieszkania. Na razie będzie ono opłacane przez miasto, ale po trzech miesiącach mam się tym zająć sam.
-Witam - rzuciłem do shinobi, którzy posłali mi groźne spojrzenia, najwyraźniej mnie nie lubili. Mówi się trudno.
-Witam Sasuke Uchiha, zdrajco Konohy - warknął. Kolega go klepnął w ramię nerwowo.
-Myślisz, że jesteś lepszy i możesz mówić co chcesz? - syknąłem. Chwyciłem swoje wcześniej spakowane torby.
-Od takiego śmiecia? Oczywiście.
Parsknąłem zły, a Sakura warknęła.
-Może się uspokójcie?
-Nie pozwolę się jakiemuś idiocie obrażać - powiedziałem, co bardzo zirytowało muskularnego mężczyznę w masce, o brązowych włosach. Szybkim krokiem zmniejszył dystans pomiędzy nami i zamachnął się, próbując uderzyć. Złapałem jego pięść i zacząłem ją miażdżyć. Syknął z bólu i wykrzywił twarz.
-Sasuke! Puść go. - Zrobiłem co kazała. Czemu? Nawet nie wiem. Odsunął się szybko i pomachał kilkukrotnie ręką, próbując w ten sposób uśmierzyć ból.
-Kiedyś ci za to odpłacę - syknął wściekły, popychając mnie do wyjścia.

***

Sasuke nie ma w moim domu od godziny. Jest rano, więc miałam dużo czasu na przygotowania. W sensie jest około dziesiątej, więc już nie takie wczesne rano. Martwiło mnie, że Miyu wciąż nie było. Zagryzłam wargę niezadowolona i podrapałam się po głowie. Uszykowałam sobie długie, czarne i wygodne spodnie, do tego biała bokserka i czarna bluza. Co prawda nie byłam zwolenniczką chodzenia w jednym kolorze, ale nie chodziło tu o wygląd. Najgorsze były moje włosy, strasznie rozpoznawalne. Jeżeli użyję jakiegoś jutsu na zmianę wyglądu szanse na wykrycie zwiększą się czterokrotnie. Warknęłam zła. Zaraz zaczynał się czas na obiad, więc postanowiłam pójść na ramen, mając nadzieję, że spotkam Naruto. Zrobiło się ostatnio chłodniej, więc ubrałam czerwoną bluzę na siebie i wyszłam. Kilka minut i byłam w małej budce.
-Dzień dobry, staruszku.
-Witam, Sakuro! Co dla ciebie? - zapytał wesoło jak zwykle. -Po co ja w ogóle pytam? - zaśmiał się i zaczął robić ramen. Rozejrzałam się i po chwili dojrzałam blond czuprynę. Uśmiechnęłam się, a zaraz zauważyłam obok niego jakąś dziewczynę o rudych włosach związanych w wysoką kitkę, która i tak sięga do połowy pleców. Była piękna. Delikatne rysy twarzy, drobna postura i ciepły uśmiech.
-Cześć, Sakura! Poznaj Yuuki.
-Cześć. - Podałam jej rękę, a ona ją uścisnęła. Dosyć mocno, co było dosyć dziwne. Zaniepokoiłam się, gdy zobaczyłam Yamanakę, ubraną w luźną bluzę, która zakrywa brzuch i zamyśloną Hinatę. Usiedliśmy we trójkę przy barze, jednak czułam, że beze mnie byłoby im lepiej. Nagle pojawiły się tuż obok nas dziewczyny. 
-O, cześć Hinata, Ino - przywitał się z uśmiechem. Granatowłosa zarumieniła się ze złości, zmarszczyła brwi, a oczy jej się zaszkliły. Naruto z tym swoim tępym móżdżkiem odwrócił się w stronę swojej miski i zaczął jeść, zaś Yuuki dziwnie się uśmiechnęła.
-Co ty tu robisz z tą... tą szmatą!? - warknęła Ino.
-Szmatą? - szepnęłam. Rudowłosa rozszerzyła oczy, po czym wstała i z miłym uśmiechem chwyciła ją za ramię.
-Może grzeczniej, co Ino? Nie chcę żadnej kłótni... - mruknęła, ściskając boleśnie jej ramię.
-Właśnie, to nie było miłe! - rzucił Uzumaki, odwracając się w jej stronę.
-Chciała cię okraść! - pisnęła Hinata. -A ty się z nią umawiasz?! - krzyknęła, podnosząc ręce.
-A co ma jedno do drugiego? Wszystko sobie wyjaśniliśmy! - bronił dziewczyny.
-Dzieciaki, spokojnie - rzucił właściciel budki.
-Ktoś mi powie o co chodzi? - zapytałam, krzyżując ręce. 
-Ostatnio jak byliśmy z Naruto na mieście prawie mu skradziono wszystkie pieniądze. Nawet jego naszyjnik. A on... Urgh - zacięła się, nie wiedząc co powiedzieć. Nigdy nie widziałam tak złej Hinaty.
-I co z tego? Wielkie mi halo. Ma problemy pieniężne, tyle - stwierdził. -O co ci chodzi?
-Że chciałam ci wtedy coś ważnego wyznać - syknęła, po czym odeszła ze łzami w oczach.
-O co jej chodzi... - zapytał głupio.
-Ty idioto! - Uderzyłam go w głowę. 
-Au, Sakurcia... - Zaczął ją sobie masować, z grymasem na twarzy.
-Chodźmy, Naruto. Źle się tu czuję. - Przytuliła się do jego ręki i zniknęli. Yamanaka wodziła zanimi wzrokiem dopóki nie zniknęli za rogiem. Westchnęłam i przekręciłam oczami. Ino usiadła obok i poprosiła o wielką porcję specjału budki.
-Jak się czujesz? Sai już wie?
Pokręciła przecząco głową, przetarła blade czoło i podparła się obiema rękoma.
-Jak ja mam mu to powiedzieć...? - zapytała zrozpaczona.
Po dłuższym czasie jałowej rozmowy wróciłam do domu, gdzie Miyu już na mnie czekała.
-Gdzieś ty była tak długo? - mruknęłam nieco zła.
-Wykryli mnie i gonili przez parę godzin w lesie - syknęła zła. -Mówiłam, że to głupi pomysł!
Westchnęłam któryś raz już dzisiaj i wyciągnęłam herbatnika z opakowania. Pomachałam kawałkiem ciastka przed dziobem feniksa.
-I myślisz, że w ten sposób ci to wybaczę? - wymamrotała, po czym niechętnie, aczkolwiek łapczywie zabrała ciastko. -No niech ci będzie - syknęła naburmuszona.
Po godzinie planowania i rysowania na mojej kopii strażników miałam już opracowany cały plan. Pomiędzy dwudziestą trzecią dziesięć i dwudziestą trzecią piętnaście mam chwilę czasu, aby szybko wejść do budynku, skąd szybko do wentylacji. Dalej muszę zapamiętać trasę i zachowywać się wystarczająco cicho. Zapakowałam do małej saszetki kilka tabletek na chakrę, wyciszenie jej i na rany. Wzięłam kilka kunai'ów i gazowych, małych bomb. Ubrałam się cała na czarno i związałam włosy w ciasnego koka, którego schowałam pod kapturem. Na twarz założyłam maskę w kolorze czarno-białym. Schowałam mapę, gdyby ktoś miał zamiar włamywać się do mojego domu.
-Pilnuj mnie z góry, jak coś to telepatiacyjnie przekazuj mi informacje. - weszłam na górę domu.
-Telepa-co? Nie ma takiego słowa! - parsknęła.
-Oj daj spokój, wiesz o co chodzi - odpowiedziałam, wchodząc na dach. Było już ciemno, przygotowania dużo zajęły czasu. Była dwudziesta druga pięćdziesiąt. Więc miałam dwadzieścia minut na dostanie się na teren archiwum.

***

Jestem w swoim nowym domu od paru godzin. Mała sypialnia, mały salon i niewielka kuchnia. Malutka toaleta. Ledwo zmieściłem wszystkie rzeczy do szafek. Westchnąłem zmęczony. Przez najbliższy czas będę miał opłacane mieszkanie, a potem będą mnie wysyłali na jakieś niewielkie misje, które będą bardziej testem zaufania. 
Usiadłem na krześle i spojrzałem na kubek gorzkiej herbaty. Przyjrzałem się swojemu odbiciu i oczom. Itachi... Ciekawe co robi? Po co to wszystko zrobił? Żeby się sprawdzić, czy potrafi? Bezsens. Nonsens! Kto normalny tak robi? Z dnia na dzień zmienił się z kochającego brata w potwora.
Wróciłem do siebie, gdy poczułem ból w prawej ręce, tak mocno ją zacisnąłem, że aż zaczęła mnie boleć.
Moją uwagę po chwili zwrócił cień, który szybko przeskoczył przez budynki za oknem. Pewnie jakiś patrol, czy coś. Jak był młodszy nawet nie był w stanie dojrzeć tak szybko poruszających się shinobi. 
Zaczął wspominać dawne czasy, gdy to Sakura była nieziemsko irytująca, a Naruto niezwykle głupi według niego. W sumie nadal wiele nie ma w głowie, ale uczucia jego są ciepłe, wręcz chwilami parzą.
Upił łyk herbaty.
A co by było, gdyby nie odszedł do Orochimaru? Gdyby posłuchał Sakury? Nie odszedł? Byłby wielkim shinobi? Byłby może bogaty i miał piękną kobietę u boku. Może jednak byłby w stanie nawet być potężniejszym niż jest? W końcu Naruto nadal mu dorównuje, a Sakura stała się silna na tyle, że może z nami konkurować. 
Mój zapał do zemsty malał, nie dlatego, że wybaczyłem. Po prostu zacząłem zauważać jak wszystko niszczę dookoła, w tym i siebie.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jak ja dawno nie pisałam, aż nabrałam weny. Postaram się chociaż jeden na miesiąc rozdział pisać, wolę pisać dłużej, a porządniej.
Za błędy przepraszam :* Starałam się napisać jak najszybciej.
Jak myślicie, Sakurze się uda? Kim jest Yuuki? Czy Ino sama powie Sai'owi o ciąży?
Nie wiem jak ja to wszystko opiszę :D Wymyśliłam tyle wątków, a to już 12 rozdział! x3
Pozdrawiam i dziękuję za wenę i komentarze :*

niedziela, 8 maja 2016

Rozdział 11

Różne emocje się we mnie kotłowały. Byłam jednym, wielkim kłębkiem nerwów. Zastanawiałam się jak sobie poradzi Ino i nadal gnębiła mnie sprawa Itachiego. Właśnie byłam w swoim pokoju, głaszcząc Miyu. Leżałam na brzuchu, podpierając się jedną ręką, a drugą wyciągając w stronę ptaka. Pierzasta przyjaciółka miała miękkie w dotyku i przyjemne pióra.
-Miyu, wiesz cokolwiek na temat wymordowania klanu Uchiha? - zapytałam, przerywając ciszę. Cieszyłam się, że mogłam usłyszeć co ma mi do powiedzenia i mogę jej się zapytać o wszystko, nie ukrywając niektórych rzeczy. Przecież nikomu ich nie powie.
-Niestety nie, Itachi-san nigdy nie był zbyt wylewny - odpowiedziała, nadal z przyjemnością przyjmując pieszczoty. Cmoknęłam niezadowolona, zastanawiając się jak się dowiedzieć szczegółów.
-Jak to było, będąc zwierzęciem seryjnego mordercy rangi S?
Poruszyła się niespokojnie, patrząc na mnie.
-Może i dla Konoha źle się jego osoba kojarzy, ale moim zdaniem był bardzo troskliwym człowiekiem - obruszyła się. No tak, w końcu był jej właścicielem, zanim nie dostałam jej w prezencie.
-Żałujesz, że teraz ja jestem twoją właścicielką? - zapytałam nieco rozbita myślą, że Uchiha może być lepszą osobą dla niej niż ja, i że być może jest ze mną na siłę.
-Nie, nigdy nie nadał mi imienia, ponieważ od zawsze byłam przeznaczona dla ciebie, Sakura - stwierdziła, skubiąc się pod skrzydłem.
-Co? - burknęłam zbita z pantykału. Było to dla mnie dziwne, że hodował dla mnie zwierzę zapewne długi czas i tresował, żeby dać je mi. A może ona jest szpiegiem?
-Za dużo gadam, za dużo... - Usłyszałam jej ściszony głos.
-Jesteś szpiegiem?
-Nie. - Jak szybko zapytałam, tak szybko dostałam odpowiedź. Ciekawość rosła z chwili na chwilę, chciałam wiedzieć co chodzi po głowie temu człowiekowi.
Nagle przyszedł mi do głowy głupi pomysł.
-Miyu - zaczęłam - mam głupi, wręcz szalony pomysł.
Zerwałam się, siadając po turecku.
-Jaki? - usłyszałam nieco niezadowolony głos pani feniks. Była dumnym, ale i uwielbiającym głaskanie ptakiem. Po chwili przydreptała do mnie, domagając się niemo o kontynuowanie przerwanej czynności.
-Wszystkie misje i raporty z misji są w tajnym archiwum, no nie? - zapytałam retorycznie. Postanowiłam się dowiedzieć więcej o masakrze klanu Uchiha.
-A nie możesz się po prostu zapytać Tsunade-sama jak to było? Albo poprosić jej o wstęp? - wypytywała spokojnie znów zadowolona. Powoli przejeżdżałam dłonią po jej ciele.
-To będzie zbyt podejrzane. A zapytać jej nie mogę, bo w końcu hokage nie ma czasu, ani potrzeby czytać raportów z misji sprzed lat. - Drugą ręką podrapałam się po głowie. -Jedynym sposobem jest włamanie się tam, a ty mi pomożesz - oznajmiłam.
-Że ja? Co ja mam zrobić? - zapytała oburzona. Była mi całkowicie podporządkowana i wierna, ale była podejrzliwa i martwiła się zbytnio. Chwilami można było powiedzieć, że była nawet marudna.
-Ja wykradnę dokładny plan całego budynku, zaś ty rozejrzysz się tam w poszukiwaniu wszelkich pułapek i zerkniesz na rozkład ochrony. Na wszelki wypadek takie informacje są dokładniej chronione, a ja nie mam czasu, by i je wykraść. Mogę na ciebie liczyć, prawda? - rzuciłam, drapiąc ją po łebku. Nie wiedziałam czemu jej bezgranicznie ufam, ale czułam, że mogę. A mój szósty zmysł nigdy się nie mylił.
-Jak ja mam to zrobić? Gdy mnie tylko wykryją to mnie zapewne złapią, takie budynki są chronione przez silnych shinobi. Nawet ja będę mieć problem uciec - zaczęła marudzić.
-Znam bardzo fajne jutsu, dzięki któremu staniesz się dla ludzkiego oka niewidoczna. Takie małe genjutsu - zachichotałam, widząc jej niezadowolenie. Pomimo wszystko kłótnia z ptakiem była dość nietypowa.
-Zobaczymy czy będzie ci do śmiechu, jeśli coś nam nie pójdzie, ale dobrze. Kiedy zaczynamy? - westchnęła niezadowolona.
-Teraz.
-Teraz?
-Teraz - powtórzyłam rozbawiona, zabierając rękę. Złożyłam parę pieczęci i zdążyłam usłyszeć jedynie ciężkie westchnięcie, zanim zniknęła mi z pola widzenia. Otworzyłam okno, poczułam lekki podmuch wiatru, gdy wylatywała i znów je zamknęłam. Teraz zostało mi wykraść tę mapę z biura Tsunade. Nie wierzyłam, że robię tyle, byleby dowiedzieć się czegoś na temat akurat tej rodziny.
Po paru minutach bezczynnego leżenia i patrzenia na bliżej nieokreśloną rzecz, po raz kolejny wykonałam szybki ruch i wstałam z łóżka. Wpadłam na pomysł w jaki sposób wykraść mapę z gabinetu hokage.

*

Od dwóch dni mam w końcu "swobodę". Mogę chodzić po większej części miasta i używać czakry. Oczywiście bez przerwy wyczuwam moich ochroniarzy, którzy towarzyszą mi od początku pobytu w Konoha. 
Naciągnąłem mocniej kaptur na głowę i otwierając drzwi w końcu mogłem opuścić teren mieszkania Sakury. Za niecałe dwa tygodnie już najprawdopodobniej tu nie wrócę. Dostanę jakieś mieszkanie, zapewne niewielkie i pierwszą misję. Muszę jakoś zarobić na siebie, a Tsunade od razu mi nie zaufa na tyle, by puścić mnie z kimś na misję, w której przewidziana jest walka z Akatsuki.
Zastanawiałem się jak ma się potoczyć moje życie. Ostatnio coraz częściej o tym myślę. Postanowiłem na razie zająć się zemstą i nowym początkiem w wiosce.
Otworzyłem furtkę posiadłości Haruno i postawiłem pierwszy krok od dobrych dwóch tygodni tak daleko. Czułem się od razu swobodniej. Pogoda dziś nie była najlepsza. Nad Konoha rozpościerały się gęste chmury, uniemożliwiające większości promieniom słonecznym oświetlić swoim blaskiem świata. Wszędzie było jeszcze mokro po nocnej ulewie, a powietrze zimne, o przyjemnym zapachu, jaki uwielbiałem.
Kilka par oczu od razu zwróciło ku mnie swą uwagę, ale nie przejmowałem się. Miałem prawo żyć jak każdy inny obywatel wioski. Nieufne spojrzenia staruszek, pogardliwe miny mężczyzn mówiły mi jasno, że nie jestem tu mile widziany. A do tego zachwycone spojrzenia kobiet nie pomagały. Chyba nadal byłem obiektem westchnień w Konoha.
Skręciłem po raz kolejny w inną stronę. Już zdążyłem zapomnieć niektóre miejsca i ulice. Nagle znalazłem przed sobą Icharaku Ramen. Właśnie powolnym krokiem wychodził z niego Naruto z szerokim uśmiechem. Masował się po brzuchu, co oznaczało, że właśnie jadł. Spojrzał w moją stronę i jego mina zrzedła, po czym rozpromieniał w ciągu kolejnej sekundy.
-Sasuke... - westchnął, jakby nie wierzył.
-Tak, to ja, młotku. Czemu ani razu mnie nie odwiedziłeś u Sakury? - zapytałem zgryźliwie, a on jedynie się uśmiechnął.
-Babunia Tsunade nie pozwalała, w dodatku ciągle miałem jakieś misje - tłumaczył się, drapiąc po głowie. Podszedł bliżej i wyciągnął ku mnie rękę z wyprostowanym palcem środkowym i wskazującym. -Witaj w domu - dodał, czekając, aż odwzajemnię gest. Poczułem ukłucie w klatce piersiowej, nie do końca to rozumiałem. W końcu postanowiłem wyciągnąć rękę i złączyć nasze palce.
-Tylko się nie rozklej - burknąłem, zabierając rękę.
Ruszyliśmy na krótki spacer po wiosce. Blondyn opisywał mi nowe miejsca, których mogę nie znać i co się zmieniło. Opowiadał mi również jak było na wyprawie z Jirayą. Opowiadał wszystko, co sobie przypomniał. Chwilami śmiał się, a po chwili zrzędził z jakim idiotą przystało mu tronować. Kilkukrotnie moje kąciki ust się podniosły, ale tylko na kilka sekund. Nie wiedzieć czemu przyjemnie mi się słuchało tego, co mówił.
-A ty, Sasuke? Jak to było u Orochimaru? - zapytał w końcu, gdy nie miał już o czym opowiadać.
-Z początku było ciężko. Pamiętam jak kilka razy wylądowałem w łóżku na parę dni, bo treningi były zbyt wyczerpujące - westchnąłem, przypominając sobie ból, jaki wtedy czułem. -Ale po jakimś czasie przestałem w ogóle odczuwać ból.
Spojrzał się na mnie dziwnie.
-Nawet tego nie czujesz?
Zdziwiło mnie jego pytanie, więc spojrzałem na jego dłoń, która zaciskała się na moim ramieniu. Nieco wydało mi się to dziecinne.
-Nie, nie czuję.
-To na pewno normalne? Sakura mówi, że jak nie czuje się bólu to nie najlepiej. Jak boli, to się żyje, co nie? - zażartował z uśmiechem.
No tak, od dawna żyję, tak naprawdę nie żyjąc.
Jeszcze przez dłuższy czas chodziliśmy po Konoha, gawędząc.

*

W końcu wpadłam na pomysł jak wykraść plan tajnego archiwum. Jedna z jego kopii znajduje się w gabinecie Tsunade, więc wystarczy ją sobie przerysować. Nie jestem na tyle głupia, żeby najpierw kraść zwój, a potem się wkradać do archiwum, kiedy już będą czujniejsi strażnicy. Byłoby to dość niepokojące, że tak ważny dokument zniknął, ot tak, gdy u niej będę.
Szybkimi ruchami przemieszczałam się po pokoju, ulepszając swój plan. Wręcz biegłam do swojej pracowni, zaraz obok pokoju, i wzięłam małą buteleczkę leku nasennego. Schowałam go w kieszeń i znów znalazłam się w kuchni, skąd porwałam trochę pieniędzy.
Sasuke nie było w domu, postanowił pójść na spacer po tylu dniach więzienia w moim domu. Z początku był on istną katorgą w moim domu, ale potem stało się to znośne.
Nagle przed oczami zobaczyłam jego głupi uśmiech, gdy zażądał nagrody za wygraną.
-Urgh...! Niech już w końcu zniknie z mojego życia! - burknęłam, naciągając buty na nogi i chwytając płaszcz. Była już prawie jesień i w końcu nadszedł czas na zmianę odzieży.
Spokojnym krokiem wyszłam z domu, aby nie wzbudzać podejrzeń, zakluczyłam drzwi i opuściłam parcelę swojego domu. Ruszyłam do gabinetu Tsunade, po drodze kupując jej ulubione sake. Oczywiście po znajomości, inaczej bym nie dostała alkoholu. Na korytarzu powitała mnie mile Shizune.
-A co ty się tak śpieszysz? - zapytała z nutką wesołości w głosie. Chociaż było widać, że jest zmęczona.
-Pomyślałam, że skoro i tak nie mam co robić to odwiedzę Tsunade i jej pomogę...
-Z sake pod ręką? No nie wiem, nie wiem...
Zrobiło się nieco niebezpiecznie.
-Bo... Bo Tsunade ma dziś imieniny! - wypaliłam szybko.
-N-naprawdę? - zapytała zdezorientowana, rumieniąc się. -Cholera! Teraz nie mam czasu, żeby jej coś kupić... Albo chociaż złożyć życzenia. Mogłabyś złożyć jej życzenia ode mnie? Proszę... - Spojrzała na mnie błagalnie.
-No dobrze, skoro masz dużo pracy to nie zatrzymuję - burknęłam, biegnąc do biura Tsunade. Czułam jak mnie pali w środku tak bezczelnie kłamiąc osobie, którą szanuję. W końcu stanęłam przed dębowymi drzwiami, odetchnęłam, uspokajając bicie serca i zapukałam, prostując się.
-Proszę! - Usłyszałam ze środka. Weszłam powoli naciskając na klamkę. W środku jak zwykle panował nieład, ale nikomu to nie przeszkadzało. Uśmiechnęłam się do swej mentorki.
-Dzień dobry, Tsunade. Jak się trzymasz? - zapytałam, pokazując butelkę.
-Witaj, Sakuro. A nie najlepiej, dużo pracy. A to z jakiej okazji? - zapytała podejrzliwie.
-A to... Tak o, chciałam ci sprawić przyjemność, ale najpierw pomogę ci to jakoś ogarnąć... - rzekłam, odkładając na szafkę butelkę alkoholu i chwyciłam nieułożone papiery i te, które spadły na ziemię. Zaczęłam je sortować, czasem pomagałam kobiecie, więc wiedziałam co i jak.
-No, czego chcesz, Sakura? To dość nietypowe.
Nie marudź - przemknęło mi przez myśl.
-Wiesz, jestem szczęśliwa, że Sasuke niedługo zniknie z mojego życia. A tak poza tym chciałam porozmawiać - rzuciłam od niechcenia. Zaczynała mnie irytować jej, w sumie słuszna, niepewność.
-No dobrze... Mogłabyś poukładać te papiery według tego, z której wioski są? - Wskazała na kupkę papierów i znów zabrała się za pisanie jakiegoś listu.
-Mhm... - mruknęłam i chwyciłam je. Układałam je w ciszy, po czym natrafiłam na dziwny list.
"Droga Hokage Wioski Liścia!
W Sunie doszło do tragedii, Akatsuki spustoszyło jedną trzecią miasta. Mieliśmy rację, czegoś lub kogoś szukają. Podejrzewamy, że chodzi bardziej o kogoś. Możliwe, że ma to związek z wymarłą wioską..." 
-Miałam układać, nie czytać! - huknęła Tsunade, wyrywając list z moich rąk. -O tu, jest podpis, tylko na to miałaś patrzeć - rzekła oschle.
-O co chodzi?
-Co o co chodzi? - mruknęła zirytowana.
-Dlaczego niczego nie wiedziałam, że Suna została zaatakowana? I czego szuka Akatsuki? - wypytywałam, a hokage westchnęła.
-Mówienie o tym jest surowo zabronione. Tydzień temu to się stało - wyznała niechętnie.
-Dużo ofiar? Mogłaś mnie wysłać tam! Na pewno bym uratowała niejedno życie! - warknęłam ozięble. Wezbrała się we mnie ogromna złość. A co z Gaarą? Temari?
-Sakura, nie było po co. Każdy kto trafił w ich ręce - zginął. Rannych wcale nie było, albo martwi, albo trzymali się z dala.
Przeszły mnie ciarki. W ciszy wróciłam do pracy. Po paru godzinach, gdy już się ściemniło postanowiłam wcielić swój plan w życie. Wyciągnęłam kieliszki i położyłam je na szafce, przy butelce sake. Jednak miałam mały problem, aby wyciągnąć buteleczkę z lekiem nasennym. Znając życie zanim Tsunade by się spiła i poszła spać minęłaby cała noc.
-Idę do toalety - mruknęła, wychodząc. Idealna sytuacja. Na szczęście substancja była w odpowiednim kolorze i bez smaku. Nalałam pół i dolałam alkoholu, aby Tsunade nie miała wątpliwości, co to jest. Schowałam butelkę do kieszeni i ustawiłam kieliszki na biurku, usiadłam na przeciw siedzenia hokage i czekałam. Po chwili usłyszałam drzwi, a za chwilę już siedziała przede mną. Chwyciła kieliszek i uniosła.
-Tyle pracy... Należy nam się - mruknęła.
Co prawda nie jestem dorosła, ale Tsunade pozwala i mi się napić. Wypiłyśmy jednym haustem. Poczułam nieprzyjemne kłucie w gardle, a moment później przyjemne ciepło w brzuchu.
-Coś jakieś takie... bez smaku... - rzuciła niezadowolona, dolewając i próbując znów. No tak, z dodatkiem leków usypiających trochę się rozrzedziło. -Dziwne, teraz jest lepsze.
-Dla ciebie to chyba żadne sake nie jest wystarczająco mocne... - rzuciłam, żeby już przestała drążyć temat.
-Może coś w tym jest.
Kieliszek leciał po kieliszku, oczywiście w moim przypadku skończyło się po trzech. A u Tsunade po siódmym przestałam liczyć. Lek zaczynał działać, bo kobieta zaczynała mruczeć, że jest strasznie zmęczona. Nagle ktoś wszedł, a ja zdębiałam. Wolałam nie mieć takich niespodzianek.
-Tsunade, naprawdę przepraszam... Wszystkiego najlepszego z okazji imienin! Tutaj masz trochę słodyczy i takich tam...
Okazało się, że to Shizune. Położyła paczkę z podarunkiem na biurku. Jest źle, bardzo źle.
-To ja mam imieniny? - zapytała oszołomiona kobieta.
-No tak! Przez tę pracę nawet nie pamiętasz, że masz imieniny - wypaliłam, nie chcąc, żeby teraz przez Sizune mój cały plan został zniszczony.
-Hmm, może masz rację. Ale wolnego wziąć nie mogę - tym razem teraz. Dziękuję, Shizune - burknęła z wypiekami na twarzy. Wypiła kolejną porcję alkoholu, a ja poczułam kropelkę potu na czole. Czarnowłosa często się irytowała, gdy Tsunade piła, więc jeśli teraz się uprze to kobieta nie uśnie, a ja nie uzyskam tego, po co przyszłam. Nieproszona osoba zmarszczyła czoło, po czym westchnęła.
-Skoro to twoje imieniny możesz sobie wypić, ja już wrócę do domu. Mogłabyś się nią zająć, gdy już nie będzie w stanie nawet ujść dwóch kroków bez chwiania się? - zapytała się mnie błagalnie, a ja kiwnęłam głową na tak. Gdy mnie mijała postanowiłam usadzić się inaczej, co było złą decyzją. Butelka wyleciała z mojej kieszeni i poturlała się przed stopami kobiety. Spojrzała na to czujnie i odwróciła się w ich stronę.

*

Wróciłem jakiś czas temu do domu Sakury. Spotkanie ze starym przyjacielem-idiotą nie było złe. Chyba nawet mi dobrze zrobiło. Chociaż już zdążyłem zapomnieć jak bardzo jest wygadany ów blondyn.
Zacząłem pakować rzeczy, które przez ten czas zdobyłem. W końcu potrzebowałem kilku ubrań i kosmetyków, oczywiście innych niż dla dziewczyn. Spakowałem się, kilka razy upewniłem się, czy wszystko zabrałem i zniosłem torbę na dół, w końcu jutro z rana przenoszę się do nowego lokum. Przez ten czas nawet zdążyłem zrobić sobie herbaty. A dziewczyny jak nie było, tak nie ma. Wypiłem już pół kubka. Zacząłem się nieco martwić. Przecież zawsze wracała o normalnych godzinach. A teraz? Wychodzi w nocy i do późna nie wraca.
Uderzyłem nagle w stół i zakryłem twarz ręką.
-Co się ze mną dzieje?! - warknąłem, jednak nic i nikt nie mógł mi na te pytanie odpowiedzieć.
Ja, martwić się? O Sakurę? SAKURĘ HARUNO? Jest już dużą dziewczynką, da sobie radę.
Chwilę potem przypomniałem sobie, jak uratowałem ją, wbijając sobie kunai w nogę. Nie wiem czy teraz tak bardzo bym się poświęcił. Uśmiechnąłem się pod nosem, po czym znów warknąłem. Za dużo o niej ostatnio myślałem. 
Dokończyłem herbatę i umyłem kubek. Po drodze do wyjścia capnąłem kilka paluszków i zacząłem powoli je zjadać. Zgasiłem światło, sprawiając, że byłem otoczony mrokiem. Westchnąłem.
-Całe życie w mroku... - mruknąłem pod nosem. Mignęła mi przed oczami scena Itachiego, stojącego nad martwymi już rodzicami. Zacisnąłem pięści i zakluczyłem dom. Odwróciłem się o sto osiemdziesiąt stopni i ruszyłem na górę, do "swojego" pokoju.
-Zemszczę się... Pomszczę ich... A wtedy tego pożałujesz, bracie - wysyczałem, wchodząc do pokoju. Zjadłem ostatniego paluszka i położyłem się na łóżku, zastanawiając się jak go zabiję.

*

Przełknęłam ślinę i wstałam, chcąc zabrać butelkę. Jednak Shizune ją uniosła i przeczytała etykietkę z napisem "lek nasenny". Podpisywałam je sama, w końcu go zrobiłam.
-Ja... Ja ostatnio mam problemy ze snem - wytłumaczyłam się szybko, zabierając jej ją z rąk. Spojrzała na mnie zmartwiona.
-No dobrze, dobrej nocy - rzuciła wychodząc.
Odetchnęłam z ulgą, a gdy się odwróciłam Tsunade spała w najlepsze. Zaczęłam przeglądasz szafki w poszukiwaniu mapy archiwum. Zirytowałam się, gdy ostatnim miejscem, w którym może być stało się biurko. Otworzyłam dolną szufladę, tam jednak były same raporty z misji. Wyżej to samo. Kolejna półka, też. Próbując otworzyć górną zahaczyłam o kolano kobiety. Ona jednak mruknęła tylko coś pod nosem, poruszyła się i spała dalej. Była tam. Uśmiechnęłam się do siebie i rozwinęłam ją na biurku, wyciągnęłam swój papier i ołówek, szybko kopiując.W szkołach trzeba było umieć przerysować czytelnie mapę w określonym czasie. Taka umiejętność też się najwidoczniej przydaje.
Nagle usłyszałam kroki. Zamarłam i zwinęłam mapę, rzucając ją pod biurko, a swoją kopię szybko pogniotłam i wcisnęłam w kieszeń. Usłyszałam pukanie, a zaraz po tym jedna ze sprzątaczek weszła do środka. Starsza kobieta o dosyć dużej posturze. Uśmiechnęła się na mój widok.
-Pomóc jakoś? Późno już - stwierdziła.
-Nie, nie trzeba. Zaraz zajmę się wielmożną. I posprzątam, pani może się zająć innymi miejscami - rzuciłam, próbując zgrywać miłą. Kiwnęła głową i zniknęła. Przewróciłam oczami i dokończyłam dzieło. Jak mówiłam, tak zrobiłam. Posprzątałam i zaczęłam szukać jakiegoś koca. Często spała w gabinecie i jedynie kazała się przykrywać kocem, nie zabierając jej do siebie. 
Szybko ruszyłam do domu, czując, że adrenalina w końcu zaczęła ze mnie uchodzić.
Po parunastu minutach znalazłam się pod domem. Przekręciłam klucz w zamku i po cichu weszłam. Zauważyłam torbę za drzwiami. No tak, to jego ostatnia noc tutaj.

*

Usłyszałem jak ktoś wchodzi. Było grubo po drugiej w nocy. Postanowiłem zejść na dół i upewnić się czy to na pewno ona. Gdy zobaczyłem jej jasne włosy i sylwetkę ucieszyłem się. Skrzywiłem się jednak po chwili, oparłem o barierkę i spojrzałem na nią.
-Dziwnie się ostatnio zachowujesz, Sakura - rzuciłem, a dziewczyna wzdrygnęła się, wręcz podskoczyła i spojrzała na mnie. Zacisnęła ręce na kieszeniach i skrzywiła się.
-I nic ci do tego - fuknęła zła.
-Gdzie byłaś? Wiesz, może prawie nikt mi nie ufa, ale jeżeli zgłoszę to Tsunade to tak czy siak zacznie cię bardziej obserwować - mruknąłem z uśmiechem. Uwielbiałem doprowadzać ją do złości.
-Phi! Bezczelny jesteś! Mieszałeś na MOIM utrzymaniu tak długo i za grosz wdzięczności! To nie ty prałeś mi gacie - warknęła, próbując mnie wyminąć. Złapałem ją za łokieć i przyciągnąłem.
-Martwię się - szepnąłem do jej ucha. Co ja robię... Rozluźniłem uścisk, próbując wytłumaczyć samego siebie. Zdębiała, rozluźniła ręce, puszczając je wzdłuż ciała. W końcu jakby prąd nią szarpnął i odepchnęła mnie, odwracając się w moją stronę.
-ZNIKAJ Z MOJEGO ŻYCIA, TY CHOLERNY GNOJU! - wrzasnęła, a na jej policzkach pojawiły się łzy. Patrzyła na mnie z nienawiścią. Po chwili już jej nie było, zatrzasnęła się u siebie w pokoju. 
Zabolało. Nie to co powiedziała, a jej stan. Wbiegłem szybko za nią i zapukałem. Usłyszałem cichy szloch.
-Odejdź... 
Pomimo tego, wszedłem. I oberwałem poduszką. Zaraz drugą, po chwili misiem. Rzuciła we mnie nawet zegarkiem, który złapałem, żeby się nie zepsuł. Nagle cisnęła we mnie zdjęciem w ramce, jednak po chwili mina jej zrzedła, jakby tego pożałowała. Niestety nie dałem rady złapać i rozpadła się szybka z ramki o podłogę. Schyliłem się. Zdjęcie drużyny siódmej. Coś we mnie drgnęło.
-Sakura...
-Wyjdź! - wrzasnęła, zabierając mi zdjęcie i zegarek. Kopnęła w poduszki i misia, które znalazły się teraz na łóżku.
-Sakura, proszę...
-Wyjdź...
Jad w jej głosie był straszny. Usiadła do mnie tyłem na łóżku. W pokoju było ciemno. Ale jej sylwetkę poznałbym chyba nawet w takich warunkach. 
-Wysłuchaj mnie. 
Podszedłem jednak nic nie zaczęła mówić i spojrzała na mnie wyczekująco.
-No, co masz mi do powiedzenia? - syknęła.
-Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić...
-Ale zrobiłeś to!
Nie wiedziałem co powiedzieć. Bolało, strasznie.
-Zostawiłeś nas! Mnie, Naruto! Tak bardzo... Martwiliśmy się! Zamiast przyjaciół... Ty wolałeś zemstę! Wypchaj się teraz nią! - wrzeszczała z zamkniętymi oczami.
-Teraz wybieram obydwie opcje - stwierdziłem.
-TERAZ TO JUŻ ZA PÓ...
Nie mogłem wytrzymać. Chwyciłem ją za policzek i złączyłem nasze usta. Nie wiedziałem sam czy po to, żeby się zamknęła, czy dlatego, że jej usta przypominały mi się przez ostatnie dni bardzo często. Z początku nic nie robiła. Postanowiłem spróbować pocałować ją namiętniej, chociaż nie miałem o czymś takim bladego pojęcia. Nie mogłem się jednak powstrzymać, od dalszego całowania. W końcu zrozumiała co się dzieje i naparła mocno rękoma na moją klatkę piersiową. Złapałem je nie przerywając pocałunku. To było uzależniające.
-S-ss...asuke... - wybełkotała, próbując się odsunąć jednak naparłem na nią i wylądowaliśmy do łóżku. W końcu zaprzestałem i uniosłem się, nie schodząc z łóżka. Czułem jej gorące policzki, czułem na sobie zdezorientowane spojrzenie, słyszałem jej zdenerwowane bicie serca.
-Dlaczego...
-Nie wiem - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Położyłem się obok niej i zacząłem bawić się jej włosami.
-Dlaczego nas zostawiłeś...
-Zemsta była dla mnie cholernie ważna - stwierdziłem.
-A teraz? 
Zatkało mnie. Kiedyś to praktycznie cały czas o tym myślałem. Jak zabić. Gdzie znaleźć. Widziałem tę piekielną scenę.
-Sam już nie wiem... Ale wiem jedno. Że nie mam zamiaru was zostawić.
Usłyszałem szloch. Wtuliła się we mnie i zaczęła płakać. Chyba tego potrzebowała od dawna, bo długo to trwało. W końcu zasnęła w moich ramionach. A ja niedługo po niej.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~`

Ta dam!
Przepraszam za błędy, druga część pisana na szybko. 
Wielkie dzięki za wenę od Welinnaa Ja, przeczytałam jakieś 3 godziny temu twój komentarz i zrobiło mi się głupio. Od razu zabrałam się za pisanie. 
Pozdrawiam cię :*
I wszystkie czytelniczki!

czwartek, 21 kwietnia 2016

To już rok!

Na samym początku chcę przeprosić za tę długą przerwę. Chciałam napisać na ten wyjątkowy dzień rozdział, ale... jak zawsze nie wyszło.

Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze jest. Notka niedługo się pojawi.
Nie będę obiecywać, ale postaram się napisać w tym roku więcej, niż w poprzednim.

Dziękuję wszystkim, którzy to czytają i do tego momentu dotrwali! Ostatnio nawet nie odpisałam na kilka komentarzy - jeśli ich autorki to czytają to serdecznie je pozdrawiam i dziękuję za miłe słowa i poświęcony czas na czytanie i napisanie komentarzu.

Pozdrawiam i inne czytelniczki! :* 

Pozdrawiam
Rose 51

piątek, 22 stycznia 2016

Rozdział 10

Czułam przeogromną wściekłość na osobę, która w tym momencie spała, a może raczej była nieprzytomna w pokoju obok. Gdy tylko zemdlał podałam mu dawkę specyfiku, o którym zapomniałam wieczorem i zaniosłam go do "jego" pokoju.
Jeżeli postanowię go wydać - on zrobi to samo. Nie widzi mi się kłótnia z Tsunade o tym, gdzie byłam. Jak to wytłumaczyć? No jak?
Targały mną różne uczucia. Od bezsilności po wściekłość. Zrezygnowałam po chwili z bezczynnego siedzenia w sypialni, założyłam bokserkę i krótkie spodenki i już mnie nie było w domu. Wyskoczyłam przez okno i znalazłam się w ogródku, pośród zniszczonych drzew. Naciągnęłam na dłonie rękawiczki i zaczęłam w szale uderzać w pień drzewa bez pomocy czakry. Ignorowałam ból i spadające liście, a nawet to, że w pewnym momencie czerwona ciecz zaczęła zdobić nagie już drzewo, bez kory. Gdy jednak ból stał się nie do wytrzymania, a adrenalina nieco opadła, odsunęłam się o krok i spojrzałam na poranione dłonie i zniszczone rękawiczki. Mnóstwo zadrapań, siniaków i krwi zdobiło moje dłonie, ale nie przejęłam się tym zbytnio. Uleczyłam to w parę sekund i zaczęłam ćwiczyć ataki w powietrzu. Najróżniejsze kopniaki i uderzenie, przez które nieomal kilkukrotnie upadłam.
Po dłuższym czasie cała oblana potem upadłam na kolana. Mięśnie dygotały z bólu. Dyszałam, ale czułam się odprężona. Uniosłam twarz do nieba i przymknęłam oczy. Dłonie opuściłam wzdłuż ciała i ćwiczyłam swój wyczulony słuch. Słyszałam każdy liść, szept, krok, a nawet skradanie się kota na dachu. Po chwili i zbliżające się w moją stronę, dosyć szybkie kroki. Najwyraźniej mężczyzna i nie shinobi. Żadnej czakry od niego nie było czuć, więc pomyślałam, że listonosz, który mnie zauważył, bądź usłyszał przyszedł się przywitać. Czasem ucinałam sobie z nim krótkie pogawędki.
Otwarłam oczy i niestety zauważyłam Uchihę. Skrzywiłam się i bez pomocy dłoni wstałam.
-Myślałem, że się obudzę w więzieniu - oznajmił z wyczuwalną, dziwną radością.
-Mam dla ciebie układ. Ty nie powiesz NIKOMU, że wyszłam z domu w nocy. To nie twoja sprawa, a ja nie pisnę ani słowa, że mnie zaatakowałeś - zaproponowałam, a on spojrzał na mnie zaskoczony. Chwilę się zastanawiał i kiwnął głową. Rozejrzał się dookoła i omiótł mnie wzrokiem.
-Masz siłę na mały sparing? - zapytał.
-A co jeżeli nie mam ochoty?
-Wymiękasz?
-Ha! Nie żartuj sobie! - huknęłam z kpiną.
-Bez czakry, tylko siła. Użyję jakiejś połowy, więc będziemy na równi.
Ja pokiwałam przecząco głową i z kieszonki wyciągnęłam tabletki regenerujące siłę fizyczną, ale tylko regenerujące.
-Możesz użyć całej siły.
-A to co? Myślisz, że nie dasz rady bez swoich tabletek? - zakpił z uśmieszkiem na twarzy.
Rzuciłam mu pudełko, a on skołowany je złapał.
-Weź jedną, dwie, ile chcesz. To tylko regeneruje siłę fizyczną, nie ulepszając jej - wytłumaczyłam, a on wyciągnął jedną. Wzruszył ramionami i pochłonął ją, odrzucając ją w moją stronę. Schowałam je do kieszonki i ustawiłam się gotowa do ataku, bądź obrony. Chłopak chwilę się powyginał, ścisnął pięści, powodując dźwięk jakby pękających kości i poszedł w moje ślady. Przyjrzałam się jego postawie i oceniłam sytuację. Na pewno jest silny i stał się jeszcze lepszy, ba, jest chyba o stokroć lepszy niż kiedyś. Ale ja też, no nie? Widocznie nie chciał atakować pierwszy, więc obmyśliłam w głowie plan. Szybko wysunęłam się do przodu, udając, że jak głupia po prostu prę do przodu. Uderzył mnie w brzuch, odsuwając parę kroków. Aż się zakrztusiłam, ale wiedziałam, że to nawet nie połowa jego siły. Dałam się specjalnie uderzyć, aby to sprawdzić. Nie lubiłam, gdy ktoś daje mi fory. Znów udawałam, że chcę się na niego bezmyślnie rzucić, a on spojrzał na mnie z jakimś dziwnym współczuciem i żalem. Wysunął pięść, myśląc, że po prostu się na nią nabiję, ale odskoczyłam w mgnieniu oka i zadałam cios. I kolejny i kolejny, a on w wielkim szoku w końcu złapał mnie za pięść i przerzucił za siebie. Ja jednak gładko wylądowałam na nogach i podkosiłam mu jedną z nóg. Zachwiał się, a ja schyliłam się, obracając z zamiarem przewrócenia czarnowłosego, jednak on podskoczył. Wykorzystałam to, uniosłam się na ręce i kopnęłam w plecy, których nie miał jak obronić. Upadł na kolana, a ja szybko wstałam. Zrobił to samo i stał na przeciw mnie.
-Może jakaś nagroda za wygraną? - wysapał, uśmiechając się wrednie.
-Co masz na myśli?
-Jedna prośba, którą przegrany musi spełnić - oznajmił, nadal się uśmiechając.
Zacisnęłam pięści i prychnęłam wściekle.
-Nie. Nie powiem ci gdzie wczoraj byłam - burknęłam, szykując się do walki.
-Okej, o to nie mam prawa cię spytać. To jak? - zapytał, także się szykując do dalszej walki.
-No dobra. Szykuj się do zmywania naczyń do końca swojego pobytu tutaj, Uchiha! - krzyknęłam z zaciętym wyrazem twarzy.
Zaczęłam się walka na poważnie. Dało się usłyszeć nasze przyśpieszone oddechy, uderzenia czy jęknięcia. Kilka razy się zdarzyło, że któreś z nas trafiło na jakiś obiekt w moim ogrodzie. Na szczęście zniszczeń nie było i jedyne czego potem żałowaliśmy to bólu, siniaków i zadrapań. W pewnym momencie złapał mnie za nadgarstek, wykręcając całą moją osobą, sprawiając iż byłam do niego tyłem. Syknęłam z bólu i po chwili uderzył mnie w tył głowy. Obraz mi się rozmazał i zachwiałam się. Nie chciał abym zemdlała, ale jedynie żebym straciła równowagę. Wyszarpnęłam rękę i zamachnęłam się drugą. Niestety nie widziałam dokładnie i chybiłam. Złapał mnie za obydwie ręce, więc zaatakowałam go nogą, uderzając go bardzo mocno w piszczel. Tym razem on syknął z bólu. Zaatakowałam drugą z jego nóg, a on zaczął się przewracać. Uśmiechnęłam się zwycięsko, ale on wzmocnił uścisk na moich nadgarstkach, jakimś sposobem się odbił, ale nie utrzymał równowagi i runęliśmy na ziemię. Bardziej ja, ponieważ mnie przygniótł.
-Ciężki jesteś, baranie! - pisnęłam, tracąc oddech. Szarpnęłam całym ciałem, jednak on nie dał się zrzucić. Widziałam już dobrze, więc postanowiłam zaatakować go pięściami, ale Sasuke był szybszy. Złapał mnie za dłonie i jedną przytrzymał nad moją głową. Chwilę się szamotałam, po czym zaczęłam ciężej oddychać.
-Wygrałem? - wysapał wyraźnie zmęczony. Już chciałam mu coś odwarknąć, ale to nic by nie dało. Zebrałam całą siłę i próbowałam go zrzucić, albo się jakkolwiek wyrwać. Jednak on w końcu użył obydwu rąk i trzymał nimi moje. Rozprostował je na całą swoją długość i patrzył mi zmęczony w twarz.
-Nie ma mowy! - warknęłam.
-Wygrałem, Sakura - mruknął, uśmiechając się. Puścił mnie, wstał i podał mi rękę. Jednak ją odtrąciłam i sama wstałam.
-Czego chcesz? - burknęłam zła.
-Oj, nie dąsaj się. Dawno mnie nikt tak nie zmęczył. Nie spodziewałem się, że jesteś tak dobra - pochwalił mnie z uznaniem w głosie. Rozszerzyłam oczy, nie wierząc w to, co słyszę.
-Więc co chcesz? - zapytałam, gdy w końcu udało mi się uspokoić oddech.
Podrapał się po głowie i zastanawiał chwilę.
-Pocałuj mnie.
Wmurowało mnie.
-Co? - syknęłam zszokowana.
-Pocałuj mnie - powtórzył. -Tu, w usta. - Wskazał ową część ciała.
-Żartujesz... To ma być jakiś kiepski żart? - zapytałam zła.
-Nie. Ale skoro wymiękasz... - mruknął i się odwrócił, wchodząc do domu.
Zacisnęłam pięści. Właśnie przekroczył drzwi i dosyć wolno szedł do środka. Knykcie mi zbielały, a paznokcie nieprzyjemnie wbijały się w skórę.
-Gnojek... - syknęłam do siebie pod nosem, zrywając się do biegu. Czułam, że będę żałować. Złapałam go za koszulkę, odwracając i przyciągając do siebie. Patrzył na mnie zdziwiony, gdy tylko nasze spojrzenia się skrzyżowały. Wpiłam się szybko w jego usta.
Mój pierwszy pocałunek...


*

Byłem zszokowany nieoczekiwanym ruchem dziewczyny. Sam nie wiem czemu moją nagrodą miało być właśnie to. Nie wiem czemu kazałem jej to zrobić i nie wiem co ją do tego nakłoniło. Byłem stuprocentowo pewien, że tego nie zrobi, ale o dziwo nie miałem jej czy sobie tego za złe, ba, nawet mi się spodobało to dziwne uczucie, towarzyszące czynności, której nie powinno być miejsca z tą osobą. Coś mnie zabolało, gdy dziewczyna się odsunęła. Miałem ochotę ją przysunąć, choćby siłą i znów zasmakować jej ust.
-Zadowolony? - zapytała retorycznie z jadem w głosie. Puściła moją bluzkę i wyminęła mnie, nie odwracając się.
-I to bardzo... - mruknąłem sam do siebie.
Schowałem twarz w rękach.
Co się ze mną do cholery dzieje? 
Czy ja właśnie sam się przyznałem, że pocałunek od tej niegdyś irytującej dziewczyny mi się podobał? Nigdy się nie całowałem i nie potrafiłem określić czy był to dobry pocałunek czy niezbyt udany, ale ja byłem zadowolony.
Po chwili nerwowo potrząsnąłem głową, pozbywając się dziwnych i niestosownych myśli.
Stwierdziłem iż Sakura zajęła łazienkę w celu zmycia z siebie wszelkiego brudu. Zauważyłem też, że była pora obiadowa, a po ciężkim treningu zarówno ja jak i pewnie Sakura jesteśmy głodni. Z niezadowoleniem stwierdziłem, że skoro z kanapkami nie dawałem sobie rady to w jaki sposób mam sobie poradzić z obiadem? Nie miałem też pieniędzy, więc pozostało mi czekać na Sakurę, albo zadowolenie się jakimiś ciastkami, które były schowane w szafce lub owocami z koszyka na blacie w kuchni. Miałem też ochotę na długą kąpiel, ale i to było niemożliwe do wykonania.
Westchnąłem ociężale, siadając na krześle. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, więc bawiłem się swoimi palcami, czasem spoglądając za okno lub patrząc na drzwi łazienki.
Nie rozumiałem co się ze mną dzieje. Od kiedy zamieszkałem z Haruno źle ze mną. Niedługo miną dwa tygodnie pobytu u niej, a dokładnie już jutro. Przez te dwanaście dni przyzwyczaiłem się do takiego stanu rzeczy i nie wiem w jaki sposób przystosuję się do mieszkania gdziekolwiek indziej bez niej. Pewnie zamieszkam gdzieś w Konoha, w miejscu gdzie będę pod ciągłym nadzorem, dostanę jakieś misje, pieniądze i będę próbował złapać Itachiego. Ale co dalej? No tak, odbudowa klanu Uchiha. Ale z kim? I jak to ma wyglądać? Jedyną kobietą jaka się mnie nie boi i byłaby chętna do utworzenia związku była Karin. Aż ciarki mi przeszły po kręgosłupie, wyobrażając sobie jaką stworzylibyśmy rodzinę i jak by to miało wyglądać. Szybko wyrzuciłem z głowy te okropne obrazy.
Nagle różowowłosa wyszła z łazienki, ubrana w wygodne ubrania z mokrymi włosami.
-Głodny pewnie jesteś, co nie? - zapytała, podchodząc do lodówki.
-Racja - stwierdziłem - ale wolę się nie brać za gotowanie. Nie wychodzi mi to.
Spojrzała na mnie zdziwiona, po czym wyciągnęła jajka na blat. Zignorowałem jej spojrzenie i przyjrzałem się opakowaniu na blacie.
-Masz ochotę na naleśniki?
Pokiwałem głową na "tak". Lubiłem naleśniki i byłem pewny, że nieważne co odpowiem i tak zrobi po swojemu.
Wyciągnęła mleko i szukała za innymi, potrzebnymi składnikami.
-Wyciągniesz miskę? - zapytała, ale i tak wziąłem to za rozkaz. Znalazłem niedużą, ale też nie za małą miskę i ustawiłem na blacie. -Wyciągnij patelnię - mruknęła. I to zrobiłem szybko, nawet znajdując olej i stawiając go obok kuchenki. Patrzyłem zahipnotyzowany na jej ruchy, na jej lekko podskakujące włosy. Stwierdziłem, że wygląda krucho, niepozornie. Że gdybym jej nie znał nigdy bym nawet nie pomyślał, że jest shinobi. Nie potrafiłem się skupić. Siedziałem i tylko patrzyłem jak pracuje. Dziewczyna szybko zrobiła masę na naleśniki i wzięła się za smażenie. Pomyślałem, że na pewno przyda jej się talerz na gotowe już placki. Spojrzała na mnie, niemo dziękując.
Chwilę później na talerzu znalazła się dosyć wysoka budowla, a masa się już skończyła, więc uszykowaliśmy sztućce, dżemy i talerze.
-Smacznego - burknąłem.
-Smacznego - powtórzyła, zabierając się za jedzenie.
Ukradkiem się jej przyglądałem. Nawet nie wiedziałem czemu jej się tak przyglądam i nie potrafiłem przestać. Nie mogłem też zapomnieć o tym co miało miejsce jakąś godzinę temu. Dlaczego to zrobiła? Dlaczego to w ogóle miało miejsce?
Dziewczyna też wyglądała na zamyśloną. Jadła wolniej niż zazwyczaj, nie zwracała na mnie uwagi i często spoglądała za okno. Był piękny, jesienny dzień. Nie zapowiadało się na deszcz, za którym nie przepadałem.

*

Przestań... Przestań... PRZESTAŃ SIĘ NA MNIE GAPIĆ.
Miałam ochotę to wykrzyczeć, ale zamiast tego po prostu go ignorowałam. Cały czas czułam jego wzrok na sobie, co powoli mnie zaczynało irytować. Starałam się nie myśleć o nim. Postanowiłam, że od razu po posiłku wyjdę na dwór. Może odwiedzę Yamanakę? Dobry pomysł.
Gdy już wszystko pochłonęłam to szybko odłożyłam wszystko do zlewu.
-Pozmywasz? Wychodzę - oznajmiłam, nie patrząc na niego.
-Ale przecież wygrałem. Chyba nie muszę, co nie? - zapytał. Westchnęłam.
-To prawda, wygrałeś. Ale to nie znaczy, że nie będziesz musiał w ogóle zmywać - rzuciłam i ruszyłam w stronę salonu. Naciągnęłam na nogi buty i wyciągnęłam jesienną kurtkę.
-Gdzie idziesz? - Usłyszałam za sobą.
-Odwiedzić Ino - burknęłam, nadal unikając jego wzroku. Gdy już ubrałam się dosyć ciepło otworzyłam drzwi, wpuszczając chłód do domu i równie szybko co je otworzyłam, zamknęłam.
Właśnie ludzie wracali z prac do domów, więc był tu niezły tłok. Przeciskałam się pomiędzy ludźmi, kierując się w stronę kwiaciarni, w której Ino pracowała.
Niestety nieważne jak bardzo próbowałam się skupić moje myśli krążyły wokół Uchihy. Po chwili przed oczami wyobraźni zobaczyłam Itachiego. Zastanawiałam się o co tu chodzi. Czemu jeszcze żyję? Czemu mnie uratował, nie zabił? BA, on mi dał swój płaszcz! Zacisnęłam dłonie, wbijając paznokcie w dłonie. Nie lubiłam nie wiedzieć o co chodzi.
Znalazłam się w kwiaciarni Yamanaki. Zapach wielu kwiatów uderzył we mnie. Było tu wiele żywych, ale i sztucznych kwiatów.
-Dzień dobry - mruknęłam do rodziców Ino.
-Och, dzień dobry Sakuro - odpowiedziała jej matka.
-Gdzie Ino? - rzuciłam, rozglądając się, ale ani jej nie widziałam, ani też nie słyszałam.
-Ino... Ostatnio źle się czuje. Nie wiemy o co chodzi. Do lekarza też nie chce iść... Jest w domu. Porozmawiasz z nią? - zapytała z nadzieją w głosie. Kiwnęłam głową na tak i ruszyłam w stronę wyjścia.
-Miłego dnia.
I już mnie nie było. Zaczynałam się martwić o znajomą. Dawno nie rozmawiałyśmy, więc nie wiedziałam czy mogę ją nazwać przyjaciółką, ale na pewno nie była mi daleką osobą. Całą moją głowę w tym momencie okupowała blondynka. Droga do ich domu zajęła mi ledwie parę minut. Odetchnęłam i zapukałam. Każda sekunda mi się okropnie przedłużała, a dziewczyna wciąż nie otwierała. Minuta, dwie, trzy. Zapukałam i nagle drzwi się otwarły na niewielką szczelinę. W środku było ciemno i widać było tylko głowę Yamanaki.
-Ino...? Mogę wejść?
Blask z jej oczu zniknął, skóra była blada, oczy podkrążone. Otworzyła szerzej, a ja weszłam.
-Cześć, Sakura - wychrypiała. Była w dresach, które nie pasowały do niej. Uwielbiała bardziej podkreślające figury rzeczy.
-Źle się czujesz? - palnęłam, wchodząc do kuchni. Zamarła, ale po chwili wstawiła czajnik.
-Trochę... Ale nie bój się - wyjaśniała. -Kawy, herbaty?
Myślałam nad odpowiedzią, ściągając niepotrzebne już ubrania.
-Herbaty - odpowiedziałam, siadając na jednym z krzeseł.
-Co cię do mnie sprowadza? - zapytała, stojąc do mnie tyłem.
-Słyszałam, że coś z tobą nie tak, więc...
-Od kogo? - przerwała mi z jakąś wściekłością w głosie. Jakby miała do mnie pretensje. Czułam się w jej towarzystwie nieswojo. To nie była ta Ino, którą znam.
-Od wszystkich - mruknęłam od niechcenia. -Ino, co się dzieje? - nie pozwoliłam jej na wypowiedzenie słów jakie najwyraźniej chciała chwilę temu wypowiedzieć.
-Naprawdę... nic... - jęknęła. Po chwili zobaczyłam, że w jej oczach zebrały się łzy. Upadła na ziemię i schowała twarz w dłoniach.
-Co się dzieje? - znów zapytałam, szybko podchodząc. Klęknęłam i przytuliłam ją.
-To nie powinno tak być! Nie, nie, nie! Nie powinno! - krzyczała, szlochając. Mocniej ją przycisnęłam do siebie. Cała się trzęsła w spazmach szlochu.
-Ale co..? Co się stało?
Ogarnęła się po chwili, wycierając twarz. Woda zaczęła się gotować, więc szybko wyłączyłam gaz.
-Pamiętasz jak przybiegłam do ciebie, gdy Naruto wrócił? - zapytała, wstając i próbując chwiejnymi dłońmi chwycić czajnik. Wstałam parę sekund po niej, weryfikując jej pytanie.
-No tak, to było w kwietniu - stwierdziłam.
-Miałam misję... Dość długą. Ja i Sai kochaliśmy się poprzedniego dnia. Wiesz, trochę byśmy się nie widzieli - oznajmiła. Nie rozumiałam dlaczego mi mówi takie rzeczy. -Jestem w ciąży.
Rozszerzyłam powieki.
-Ino... My mamy po niecałe siedemnaście lat! - rzuciłam z żalem.
-Ale... Ja nie wiem kto jest ojcem! - warknęła, odkładając czajnik.
-Co? Zdradziłaś Sai'a?!
Czułam do niej ogromny żal. Sai był członkiem mojej drużyny, więc można było go nazwać moim przyjacielem.
-Sakura... To nie tak. Na tej misji... Zgwałcono mnie. Porwano mnie. I zgwałcono. Gdy przybyła pomoc było już dawno po. I doszło do walki, podczas której zabiłam mojego gwałciciela, więc nie ma jak sprawdzić czy on jest ojcem! Znaczy, jest! Ale jedynie poprzez sprawdzenie czy Sai jest ojcem! Sakura, rozumiesz?! Jak ja mam to zrobić?! - wrzeszczała, nie patrząc na mnie i opierając się o blat. -Mam ot tak poprosić Sai'a o próbkę DNA? Jak ja mu to powiem? A jeżeli to nie jego dziecko i nie zachce go wychowywać? - szlochała. Po jej policzkach spływały łzy. Czułam się rozerwana. Cały żal i złość wyparowały. Objęłam przyjaciółkę.
-On na pewno zrozumie...
-A co jeśli nie!? - Spięła się cała, po czym rozluźniła. -Przepraszam...
-Nie przepraszaj...
Nie wiedziałam co zrobić. Postanowiłam u niej nocować. Rozmawiałyśmy wiele godzin, myśląc jak wybrnąć z tej sytuacji.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przepraszam. Rozdział miał się ujawnić tydzień temu :/
Miał być dłuższy, też nie wyszło :( No cóż, ale jest.