Strony

czwartek, 24 grudnia 2015

Wesołych Świąt!

Święta - piękny czas.
Prezenty, dużo jedzenia, kolędy, opłatek, ale nie to jest najważniejsze, ale chwile, w których możesz się uśmiechać wraz z rodziną!
Życzę wam wszystkiego dobrego. Dużo szczęścia, zdrowia, miłości.
Zapewne prawie nikt tego wpisu nie zobaczy, ale mam nadzieję, że wasza wigilia będzie przepyszna.

WESOŁYCH ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA!

~Rose 51

P.S Wiem, nie umiem składać życzeń :*

sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział 9

Minęło kilka dni, a ograniczenie mojej czakry coraz bardziej mi przeszkadzało. Nie lubiłem siedzieć bezczynnie, a teraz byłem do tego zmuszony. Właśnie byłem w "swoim" pokoju i przeglądałem kolejną z książek, które mogłem znaleźć na półce. Była to już kolejna o podstawach ninjutsu na poziomie genina - maksymalnie chuunina. Ale dla mnie nie było tam żadnych wartościowych informacji, więc nerwowo zatrzasnąłem ją, sprawiając, że na moją twarz owiał podmuch wiatru. Westchnąłem zmęczony i przeczesałem włosy.
Sakura wciąż gdzieś znikała. To na trening to do szpitala, do jakiś dzieci. Mogę nawet stwierdzić, że mnie unikała. Nawet trochę mi to przeszkadzało. W dodatku prawie cały czas była zamyślona i mnie ignorowała. Nie, żeby było dla mnie ważne zainteresowanie ludzi, ale jednak dla rozrywki mogłem nawet spędzić z nią czas. Chociaż każdego dnia jedliśmy wspólnie wszystkie posiłki, które czasem nawet szykowaliśmy razem i to było największą rozrywką w tym domu. Najczęściej podczas konsumowania, czasem ledwo jadalnych posiłków, Sakura mówiła mi co mam robić i przypominała o zakazach. 
Po raz kolejny omiotłem pokój spojrzeniem. Idealnie pościelone łóżko, ułożone książki i pościerane kurze. Trochę tu ogarnąłem - nie lubię bałaganu. 
Zerknąłem na zegar, który wskazywał, iż niedługo Sakura wróci z popołudniowego treningu. Nie wiedzieć czemu ogarnęła mnie euforia, pod wpływem której wstałem, odłożyłem książkę i ruszyłem w stronę kuchni. Gdy się znalazłem na miejscu zapaliłem światło i postanowiłem zaparzyć jakąś kawę i zrobić kolację. Nie wiedzieć czemu chciałem sprawić jej jakąś przyjemność. A może mnie się aż tak nudzi? Sam już nie wiedziałem.
Za oknem panowała już ciemność pomimo wcale nie tak później godziny. Uroki jesieni, o szesnastej jasno zaś o siedemnastej całkowicie ciemno. 
Chwyciłem czajnik, do którego nalałem odpowiednią ilość wody, przygotowałem kubki i po nasypaniu do nich kawy, otworzyłem lodówkę. Jej zapasy nie były jakieś ogromne, ale spokojnie wystarczy na kolację. Wziąłem masło na maselniczce, która nie wiedzieć czemu - lepiła się. Skrzywiłem się niezadowolony i odłożyłem to na blat. Wyciągnąłem jeszcze szynkę i ser. Położyłem to obok masła i moją uwagę zwróciły czerwone pomidory w drewnianej misce. Wyciągnąłem dwa i również znalazłem im miejsce obok innych produktów.
Co ja robię? - przeszło mi przez myśl i zażenowany swoim postępowaniem zacząłem szukać w szufladach noża i deski do krojenia. Po otworzeniu kilku i lekkiej irytacji znalazłem ostrze i deskę. Ułożyłem na niej pomidora i wziąłem niewielki nóż. Przyłożyłem je do warzywa i z niezadowoleniem zauważyłem jak ślizga się po nim i prawie odcina mi palec. Nieco już zły spojrzałem na pomidora. Nigdy nie gotowałem sam, ani nie robiłem żadnych posiłków i jakoś nie miałem do tego nerwów. Znów spróbowałem pokroić go i na szczęście udało mi się wkroić w warzywo, nie kalecząc się przy tym. Niestety plastry wychodziły nierówne i mało apetycznie wyglądające. 
Potrafiłem dobrze sobie radzić z kunai'em i z kataną, a nóż i pomidor sprawiają mi tyle kłopotu, stwierdziłem z mieszanymi uczuciami. 
Przesunąłem na bok czerwone plastry i chwyciłem kawałek szynki, którą niestety też miałem pokroić. Na szczęście tym razem nie wyglądało to aż tak tragicznie jak w przypadku pomidora. Ser w sumie był już plastrach, więc uradowany tym faktem odłożyłem nóż, gdy usłyszałem gwizd, gotującej się wody. Szybko więc zalałem kubki i odłożyłem nadal parujący czajnik na kuchenkę.
Nagle przypomniało mi się, że Sakura pije słodzoną kawę z mlekiem. Nie wiem czemu, ale postanowiłem przygotować napój tak, jak różowowłosa lubi najbardziej.
Znów zerknąłem na blat i stwierdziłem, że nie mam najważniejszego składniku, mianowicie - chleba.
Z każdą chwilą zauważałem jak bardzo się nie nadaję do kuchni i szykowania posiłków, ale wytrwale się starałem. Zabrałem się za szukanie chleba po szafkach, w których mógł się znajdować. W końcu zacząłem się obracać wokół własnej osi, mając nadzieję, że znajdę pieczywo na widoku. Jednak jak zawsze - nadzieja matką głupich. Niezadowolony naparłem dłońmi na blat i spostrzegłem przy ścianie drewniane pudło. Chlebak - stwierdziłem zrezygnowany i powolnym ruchem ręki otwarłem go, wyciągając cały bochen chleba. Na szczęście pokrojonego. Wyciągnąłem kilka kromek i gdy stwierdziłem, że tyle wystarczy zacząłem smarować masłem i układać na nich różne dodatki.
Po paru minutach usłyszałem kroki i rozmowę. Zdziwiony spojrzałem na okno i zauważyłem Sakurę. Ale nie samą. Szła z Hinatą i rozmawiały o czymś zawzięcie. Z przerażeniem stwierdziłem, że nie dość, że wygłupię się przed właścicielką domu to jeszcze przed Hinatą.
Nerwowo rozejrzałem się po kuchni. Jak to wytłumaczyć? - pytałem sam siebie.
Zgrzyt zamka. Skrzyp drzwi.
-Już jestem! - krzyknęła od progu Sakura.
Westchnąłem zrezygnowany - jakoś to będzie. W progu kuchni zjawiły się dziewczyny. Miałem w sobie małą iskierkę nadzieję, że Hinata jedynie odprowadzała różowowłosą, ale stała teraz obok właścicielki domu. Obydwie patrzyły się zdziwione to na mnie, to na wszystko co mnie otaczało.
-Cześć - wydusiła Hinata z przerażeniem wymieszanym z niemałym szokiem w oczach. Chyba jednak nadal wzbudzałem strach wśród ludzi. A w tej sytuacji szok był całkowicie normalny.
-Witaj - odpowiedziałem szybko.
Nigdy nie znałem zbytnio Hinaty i nie zadawałem się wiele z nią, ale wydawała się przyjazną i spokojną osobą. I co najważniejsze - jeszcze nigdy nie słyszałem żeby plotkowała, więc był cień szansy, że nikt się nigdy o tym nie dowie.
-Sasuke, co tu się dzieje? - zapytała zdziwiona Sakura, podchodząc do blatu i oceniając kanapki, które na nim leżały.
-Zgłodniałem i pomyślałem, że wypadałby i tobie coś przygotować - wytłumaczyłem szybko, kłamiąc, że sam byłem głodny, a nie robiłem to z nudów z myślą o niej. Tym dłużej nad tym myślałem tym bardziej czułem się zażenowany.
Chyba nie do końca mi uwierzyła, ale z zamyśleniem wypisanym na twarzy spojrzała na kanapki i kubki z kawą.
-Skoro tak, zrobiłbyś jeszcze jedną kawę i kilka dodatkowych kanapek? Zjemy w trójkę w takim razie - stwierdziła nawet zadowolona z takiego obrotu spraw. Posłała lekki uśmiech ku dziewczynie, która nadal stała w progu. Po chwili zaczęła rozpinać swoją kurtkę, którą powiesiła na wieszaku.
Zabrałem się za kanapki i kolejną kawę, ukradkiem patrząc na dziewczyny.
Hinata również ściągnęła niepotrzebną odzież i posłała mi blady uśmiech, który miałem ochotę nawet odwzajemnić, ale powstrzymałem się.
Obydwie były brudne i spocone z różnymi ranami na ciele, którymi Sakura się szybko zajęła.
-Dziękuję - powiedziała cicho granatowłosa, gdy zielonooka skończyła leczyć ostatnie z zadrapań na jej ciele.
-A tam, nie dziękuj. Sama ci to zrobiłam, co nie? - zapytała z uśmiechem na twarzy właścicielka domu. Hinata w odpowiedzi zaśmiała się cicho. -Chodź, umyjemy się. - Chwyciła ją za rękę i pociągnęła za sobą, wyciągając z kuchni. -A ty, SPRÓBUJ TU WEJŚĆ PRZEZ DZIWNY "PRZYPADEK", A CI NOGI Z DUPY POWYRYWAM, zrozumiałeś? - zapytała na koniec niewinnie i udawanym spokojem.
-Zrozumiałem! - odpowiedziałem, znając Sakurę i wiedząc, że byłaby w stanie tu wrócić i czekać na odpowiedz.
Gdy ich nie było przygotowałem kolację, którą ułożyłem na stole, czekając aż wrócą.

*

Na wszelki wypadek zamknęłam drzwi łazienki na klucz. Łazienka była dosyć duża, więc nie było problemu z pomieszczeniem naszej dwójki.
Zdziwiło mnie jego zachowanie - samemu zrobił kolację? Jak ja się cieszyłam, że przyszłam do domu z Hinatą. Nie chciałam niezręcznej ciszy, która męczyła mnie w jego towarzystwie. Nie lubiłam jego towarzystwa, ba, nie mogłam znieść jego obecności. Ten ciągły, świdrujący mnie wzrok, którego za cholerę nie mogę zrozumieć co oznacza.
-Sakura? - Doszło do mnie ciche westchnięcie przyjaciółki.
-Hmm? - wykrztusiłam, ściągając koszulkę.
Miałam zamiar jedynie się szybko umyć, nie miałam ochoty na zjadanie kolacji cała oblepiona piachem zmieszanego z potem.
-Naprawdę uważasz, że byłby w stanie tu wejść? - zapytała cicho, także rozbierając się.
-A kto go tam wie - to facet - stwierdziłam, krzywiąc się jakbym jadła cytrynę.
W między czasie napuściłam do swojej niemałej wanny wody i nalewając do niej płynu o kwiecistym zapachu.
-Wiesz... - zaczęła - wyglądał jakby robił tą kolację dla ciebie. I w pierwszej chwili wydało mi się to takie słodkie... - Zachichotała na koniec, wchodząc do wanny. Poszłam w jej ślady.
-Zwariowałaś? Po prostu był głodny i tyle. Przynajmniej nie jest samolubną świnią za jaką go uważałam - stwierdziłam, myjąc się dokładnie i dając zmęczonemu ciału ulgę. -A teraz powiedz o co chodzi z tym Naruto! Bo ja coraz mniej tego idiotę rozumiem.
Hinata skrzywiła się na to stwierdzenie i westchnęła.
-Ponoć jakaś dziewczyna mu się spodobała... I to ze wzajemnością! Słyszałam, że się nawet spotykają - wyjęczała, załamującym się głosem.
-Co!? - wrzasnęłam, podpierając się na rękach i pochylając do przodu. -Jaki idiota! Myślałam, że wydoroślał... Ma przed sobą, świetną, kochaną ciebie, a ugania się za jakąś... Urgh! - Uderzyłam z niezadowoleniem w taflę wody, ochlapując dziewczynę naprzeciw.
-Spokojnie, Saki-chan. Nie jestem na niego zła... Ma prawo wyboru. Nikt nie mówił, że jesteśmy parą, więc ma prawo..
-Z takim podejściem to na pewno go stracisz - uznałam i zaplotłam ręce na biuście.
Spojrzała na mnie zmieszana i smutna. Właśnie kończyła mydlić głowę, więc zanurzyła się pod wodę - poszłam w jej ślady.
-W ogóle wiesz co słychać u Yamanaki? - zapytała, gdy tylko wynurzyła się z wody.
Już miałam zamiar jej wypomnieć, że nie ma takiego wykręcania się i musimy jeszcze porozmawiać, ale nagle ta myśl "Co u Ino?" zajęła cały mój umysł. Naparłam plecami na koniec wanny, zastanawiając się.
-Ostatnio z nią nie rozmawiałam, coś się stało? - zapytałam w końcu. Ostatnio się widziałyśmy, gdy zamawiałam u niej kwiaty na zbliżającą się rocznicę śmierci moich rodziców.
-Jest jakaś przybita... Cicha, zamyślona. Martwię się - nie wiem o co chodzi - wyznała zmartwiona. -Nigdy taka nie była. Wręcz przeciwnie, była energiczna, uśmiechnięta, optymistyczna. A teraz nawet ją nie interesują najnowsze wystawy kolekcji z innych wiosek! Rozumiesz to? Odmówiła, gdy ją zaprosiłam na łażenie po sklepach... - Uniosła się, patrząc mi wymownie w oczy, po czym ciężko upadła, uderzając lekko głową o drugi koniec wanny.
Zamyśliłam się - to naprawdę nie było w stylu Yamanaki, oj nie. Żeby ona odmówiła, gdy ktoś sam z siebie zaprasza ją na rundkę po sklepach z najnowszymi kolekcjami?
-No cóż... Odwiedzimy ją w najbliższym czasie, a teraz pośpieszmy się, jestem mega głodna - oznajmiłam, wstając i chwytając puchowy ręcznik. Drugi taki sam podałam Hinacie i zaczęłyśmy się wycierać.
Po kilku minutach zeszłyśmy na dół w moich dresach - Hinata miała jedynie zniszczony strój treningowy. Na dole czekał na nas Sasuke, patrzący w okno. Na stole stał talerz z piramidą kanapek i trzy kubki z czego jeden trochę opróżniony.
Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, nawet poczekał aż wrócimy i nawet nie tknął kanapek.
Zajęłyśmy wolne miejsca przy stole.
-M-mam nadzieję, że nie cz-czekałeś długo... - wyznała Hinata, spuszczając głowę.
Widziałam, że się boi. Prawie każdy się go bał z wioski.
-Nie, nie czekałem długo. Spokojnie - prędko zaczął uspakajać dziewczynę, widząc jej zmieszanie.
-Hinata, nie bój się. Nic ci tu przecież nie grozi z jego strony. Niech tylko spróbuje cię tknąć... - Położyłam dłoń na jej ramieniu, a ona posłała mi ciepły uśmiech.
Trochę spokojniejsza uniosła głowę.
-Od kiedy ćwiczysz z Hinatą? Ona też szykuje się do ANBU? - Zaczął wypytywać.
Wzięli się za kanapki, a ja ze spokojem napiłam się kawy - zdziwił mnie fakt, że jest taka jaką lubię.
-Nieee... Trening został odwołany. Spotkałam Hinatę i postanowiłyśmy poćwiczyć - wyjaśniłam zgodnie z prawdą, biorąc się za kanapkę z szynką. Z nierówną szynką.
Posiłek w sumie minął dosyć szybko. Nie rozmawialiśmy wiele, bo nikt z Uchihą nie miał wspólnych tematów, a nie każdy temat chciałyśmy poruszać przy nim. Pogadałam jeszcze chwilę z Hinatą, dałam jej cieplejsze ubrania i około dwudziestej drugiej pożegnałyśmy się. Właśnie zamknęłam drzwi za dziewczyną i ziewnęłam ospale. Sasuke gdzieś wcięło, najprawdopodobniej poszedł do pokoju i możliwe, że śpi, więc zgasiłam wszystkie światła i ruszyłam na górę.
W pokoju zaczęłam się zastanawiać czy muszę coś jeszcze zrobić czy bez żadnego problemu mogę po prostu odpocząć. Pomimo późnej godziny jakoś nie miałam ochoty na sen, więc wyszukałam książkę o medycynie i rozłożyłam się na łóżku. Ułożyłam się wygodnie i skupiłam się na informacjach zawartych w książce. Dowiadywałam się wielu nowych rzeczy, nie zauważając, że czas nieubłaganie pędzi do przodu i w przeciągu paru chwil było grubo po północy.
Nagle głośny grzmot pioruna rozległ się chyba w całym Konoha, a ja, wystraszona, zerwałam się do pionu i spojrzałam z przerażeniem na okno. Uspokoiłam się po chwili - lubiłam burze. Ale nie, gdy mnie przyprawiały niemal o zawał.
Gdy zdałam sobie sprawę z godziny, odłożyłam książkę i zgasiłam światło. Jednak nie dane mi było odpocząć, bo nagle okno zostało otwarte z ogromnym hukiem. Zimny wiatr owiał moją skórę w parę sekund, powodując dreszcze. Kilka już zgniłych liści dostało się do pomieszczenia wraz z wielkimi ilościami kropel wody. Parę trafiło na mnie, pomimo, że stałam parę metrów od okna. Szybko pokonałam ów dystans i z trudem zaczęłam się szarpać z oknem.
Czarna smuga przeleciała nagle niczym błyskawica przed moimi oczyma. Rozejrzałam się zdezorientowana i dojrzałam kruka, chowającego się pod daszkiem na jednym z budynków. Rozpoznałam to cholerstwo - to jeden ze szczurów starszego Uchihy!
Nadal sprawa z Itachim Uchihą niepokoiła mnie, więc bez butów stanęłam na framudze okna i zamknęłam go od zewnątrz.
Kruk najwyraźniej mnie nie widząc ze spokojem zaczął odlatywać, rozglądając się po okolicy.
Nie tym razem - pomyślałam i zeskoczyłam na najbliższy dach budynku. Wilgotny, wręcz pełen wody grunt był dosyć nieprzyjemny dla moich stóp, ale ignorując to ruszyłam za krukiem.
Moje dresy przemokły w parę sekund, włosy przylepiły się do głowy i czoła. Szybko je "zaczesałam" do tyłu. Dysząc ciężko z zimna i zmęczenia nie przerywałam pogoni, skacząc po budynkach, aż w końcu przechodząc przez mury wioski. Bałam się, że jeżeli strażnicy mnie zauważą i wyda im się - a na pewno wyda - dziwne to mnie zatrzymają, ba, zamkną w więzieniu i posądzą o jakiś spisek. Stróże prawa w Konoha byli naprawdę upierdliwi - stwierdziłam pod nosem sycząc przekleństwo. Już samo to, że zataiłam fakt spotkania z Itachim na misji byłby problematyczny dla mnie.
Syknęłam z bólu, gdy kilka drzazg wbiło mi się w stopy, gdy wskoczyłam na jakąś, pozbawioną kory gałąź. Ignorując nawet to biegłam za krukiem, który nadal nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności. Ilekroć przyśpieszył, zwolnił czy skręcił niczym cień podążałam za nim.
Zwolnił, a ja zrobiłam to samo. Zaczął lądować, a ja zatrzymałam się na gałęzi, chowając się.
Byłam ładne parę kilometrów od Konoha.
Deszcz uniemożliwiał wyłapanie mojego zapachu, więc nie bałam się o to. Czakrę wyciszyłam na tyle, ile to tylko było możliwe.
Był tam, przemoknięty. Wyglądał jakby rozmawiał ze swoim pupilem, a ja nie wiedziałam co zrobić. Wyskoczyć? Gdyby chciał mnie zabić zrobiłby to dawno, więc co najwyżej mógłby ogłuszyć, a mnie nie było na rękę leżeć tu do samego rana. Gonić dalej? W końcu się zorientuje, a nawet jeśli nie, to po co? Bez żadnego przygotowania. W dodatku nikt nie wie, że jestem poza Konoha, mogliby posądzić mnie o zdradę, albo ich o porwanie. Westchnęłam z niezadowoleniem, zagryzłam wargę i poczułam w ustach metaliczny posmak szkarłatnej cieczy.
-Kto tam jest? Wyłaź. - Zastygłam na to polecenie.
Jak? JAK!? - myślałam gorączkowo. Nagle mnie oświeciło, zapach krwi jest intensywniejszy i pewnie ją wyczuł ten cholerny, czarny szkodnik.
Zrezygnowana zeskoczyłam z drzewa, sycząc na koniec z bólu. Powoli wyszłam zza drzewa. Deszcz wciąż nie dawał za wygraną i ochładzał moje ciało coraz bardziej. Cienki materiał dresów już na początku przemókł i w sumie cały czas czułam się jak pod lodowatym prysznicem.
Zaczął mi się przyglądać z zagadkowym wyrazem twarzy i w pewnym momencie po prostu się odwrócił z zamiarem odejścia.
-Czekaj! - krzyknęłam bez namysłu, robiąc krok w przód. Po chwili tego pożałowałam, nie wiedząc co powiedzieć, gdy Uchiha spojrzał wprost na mnie, na szczęście - bez sharingana.
-O co chodzi? - zapytał beznamiętnie, prostując się znów będąc przodem do mnie.
Próbowałam z jego oczu wyczytać cokolwiek, ale nie wychodziło mi to. Widziałam tylko obojętność.
-Dlaczego mnie uratowałeś? - zapytałam, a on przymrużył oczy.
-Nic się nie zmieniłaś, Sakuro. Nadal jesteś bezpośrednia - oznajmił zagadkowo, a ja nie mogłam oderwać od niego wzroku. Strach narastał, czyżby mnie znał?
-Nie rozumiem - wydusiłam cicho.
Miałam mętlik w głowie. Przypominałam sobie każdą chwilę z dzieciństwa i przeszłości, ale wszędzie jedynym Uchihą był Sasuke.
-Nie mam czasu - oznajmił, rozglądając się na wszystkie strony. Jego czarny przyjaciel uniósł skrzydło i zaczął je otrzepywać. Chyba też nie był zadowolony z deszczowej pogody.
-Ale ja nadal nie rozumiem! Nie odpowiedziałeś na pytanie! - zaczęłam nerwowo krzyczeć, nie chcąc być w niewiedzy. Wiedziałam, że jeżeli teraz z niego czegoś nie wyduszę to mogę go nawet nigdy nie spotkać.
Zaczął się zbliżać, a ja zamilkłam, czując narastający strach. Idiotka - pomyślałam -To przestępca rangi S! - dodał po chwili mój głos w głowie. Zabije mnie... Zabije...
-Jeżeli bardzo chcesz się czegoś dowiedzieć... - zaczął i podszedł o wiele za blisko mnie. Ściągnął płaszcz na otulił nim moje ramiona. Rozszerzyłam oczy. -To nie dziś, ale jeśli będziesz się chciała skontaktować... - Z kieszeni wyciągnął zwój, odpieczętował go i pojawił się biały, piękny ptak. -To go do mnie wyślij. To biały feniks, bardzo rzadki, jak chcesz więcej wiedzieć to o nim poczytaj. Do zobaczenia, Sakuro - powiedział cichym i przepełnionym spokojem głosem.
Mocniej naciągnęłam płaszcz, czując przyjemne ciepło. Wyprostowałam prawą rękę, na której zasiadło białe zwierzątko. Było ogromne, ale lekkie. Dotknęłam je drugą dłonią i okazało się, że jego pióra są mięciutkie. Nagle zbliżył się i dotknął głową mojego czoła.
-Słyszysz mnie? - Usłyszałam ciepły, kobiecy głos.
-K-kto to powiedział!? - Rozejrzałam się nerwowo dookoła.
-To ja, Sakuro. Twój nowy posłaniec, możesz mnie nazwać jak chcesz. Od teraz należę do ciebie, tak nakazał Itachi-san - wypowiedziała aksamitnym głosem biała pani feniks.
Po chwili zdałam sobie sprawę, że Itachi zniknął i nigdzie go nie ma, więc odwróciłam się w stronę Konoha.
-Więc... Będziesz Miyu - oznajmiłam.
-Dlaczego akurat Miyu? - zapytała spokojnie.
-Nie wiem, podoba mi się - odpowiedziałam i ruszyłam w stronę Konoha szybkim biegiem. Miałam nadzieję, że nikt się nie zorientuje, że mnie nie było przez jakiś czas w nocy.
Miyu leciała obok mnie, nie pytając o nic więcej, nawet się nie odzywała.
Znalazłyśmy się bod murem Konoha i skrzywiłam się, patrząc na płaszcz. Zabranie go jest zbyt ryzykowne, a zostawienie go tutaj też nie było najlepszym pomysłem. Deszcz powoli ustępował, a ja ściągnęłam nieswoją odzież.
-Mogę go zabrać jak daleko i gdzie chcesz. - Usłyszałam spokojne słowa swojego, nowego posłańca.
-Więc oddaj to Itachiemu.. I jeżeli możesz - wyraź wdzięczność - rozkazałam, zwinęłam płaszcz i podałam go Miyu, która chwyciła go w szpony i odleciała szybciej niż mogłabym przypuścić, że umie.
Nie zastanawiając się długo postanowiłam wrócić do domu.

*

Usłyszałem huk z pokoju obok, który mnie niemile wybudził ze snu. Przetarłem twarz i rozejrzałem się, dowiadując się o nie najlepszej pogodzie. Postanowiłem sprawdzić, czy aby na pewno jest wszystko w porządku, więc wstałem ospale i powolnym krokiem wyszedłem z pokoju. Znalazłem się w korytarzu i usłyszałem zmagania dziewczyny z oknem. Zrobiłem jeszcze parę kroków i wychyliłem się za drzwi, które trochę otworzyłem.
Nieźle się zdziwiłem, gdy Sakura wyskoczyła przez okno, zamykając je od zewnątrz i znikając w ciemnościach. Zastanawiałem się gdzie i po co wybrała się w taką pogodę i o tej godzinie w takim stroju? W dodatku przez okno.
Otworzyłem szerzej drzwi, wszedłem do środka i zapaliłem światło. Niepościelone łóżko, w którym najprawdopodobniej leżała było wciąż ciepłe. Zauważyłem jakąś książkę medyczną, ale nic nie podpowiadało mi dlaczego Sakura opuściła budynek. 
Nagle poczułem dziwny przypływ energii. Zdezorientowany złapałem się za głowę i przypomniałem sobie, że codziennie wieczorem i rano mam przyjmować to świństwo, hamujące czakrę, a Sakura przez Hinatę całkowicie o tym zapomniała. Z zadowoleniem stwierdziłem, że udało mi się aktywować sharingana. Jednak nie widziałem sensu w używaniu go. Nie miałem zamiaru uciekać z Konoha, ani też z nikim walczyć. Dezaktywowałem go, jednak z jakąś dziwną satysfakcją, że znów mogę używać swoich umiejętności, które tak długo ćwiczyłem.
Postanowiłem jednak ze spokojem poczekać w salonie na jej powrót. Bez zapalania światła siadłem na kanapie, rozmyślając gdzie zniknęła. Czułem się jak ojciec rozwydrzonej nastolatki, która nocą wymknęła się na imprezę, na którą zabroniłem jej pójść. Ale mniejsza o to - wytrwale czekałem, irytując się każdą minutą. W końcu po ponad godzinie usłyszałem ciche otwieranie się drzwi. Sakura jak najciszej weszła do środka, zamykając mieszkanie. Usłyszałem jej westchnięcie i niegłośne kroki. Właśnie przechodziła przez duży pokój, w którym się znajdowałem, nie zauważając mnie.
-Sakura - burknąłem, a ona niemalże podskoczyła.
-S-sasuke!? - pisnęła z przerażeniem. Zapaliła światło i moim oczom objawiła się przemoknięta dziewczyna. Drżała z zimna, patrząc na mnie zmieszana. -Czemu nie śpisz? - zapytała wściekle.
-A czemu ciebie nie było w domu? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Zmieszała się bardziej, rozglądając się po pomieszczeniu. W końcu zaplotła ręce na klatce piersiowej i wbiła we mnie zimne spojrzenie.
-Nie powinno cię to interesować. Mieszkasz u mnie, więc nie muszę ci się tłumaczyć - oznajmiła ozięble, chcąc wyjść.
Ciekawość rozpierała mnie od środka. Po co i gdzie była? Podszedłem do niej wręcz biegiem, łapiąc ją za nadgarstek - chyba trochę za mocno, ponieważ dziewczyna syknęła z bólu. Obróciłem ją w swoją stronę i złapałem w genjutsu. Ciekawość wygrała i odważyłem się zaatakować dziewczynę.
-A teraz dowiemy się gdzie byłaś - rzuciłam beznamiętnie.
-Sasuke! Pożałujesz! - krzyczała wściekle, a ja za pomocą sharingana utworzyłem słup, do którego została przywiązana. Wydzierała się wniebogłosy, grożąc i przeklinając siarczyście. W końcu zamilkła, gdy w końcu udało mi się odtworzyć dzisiejszy wieczór i kolację. Spojrzała na mnie dziwnie, zagryzła wargę i spuściła głowę. Syknęła coś niezrozumiale pod nosem i nagle moje genjutsu się rozpadło. Znów znaleźliśmy się w salonie, w domu Sakury, a ona wyszarpnęła mój nadgarstek.
-Jak...?
-Ty gnoju...! - wrzasnęła, wymierzając we mnie palec. Spojrzałem się na nią zdziwiony, a ona wymierzyła mi prawego sierpowego. Obróciłem się przez siłę jaką w to włożyła i poczułem jak krew spływa mi po ustach i brodzie. Próbowałem temu zaradzić dłońmi, ale nie dawałem rady, cieczy było z każdą chwilą więcej. Nagle poczułem lekkie uderzenie w kark i obraz mi się zamazał.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dziękuję za przeczytanie i tą chwilę uwagi :*
Za błędy z góry przepraszam :)
Jak obiecałam - tak zrobiłam, w przeciągu jakichś dwóch tygodni napisałam rozdział, a dla mnie to nie lada wyczyn :P

I mam prośbę - przeczytałaś/eś napisz komentarz, to motywuje ;)