Strony

wtorek, 20 października 2015

Rozdział 7

Poczułam ulgę, gdy w końcu przestał wywiercać dziurę w moim ciele, która tworzyła się, gdy przyglądał mi się tymi czarnymi oczami bez dna. Moje ciało rozluźniło się i nabrałam odwagi. Przekroczyłam próg drzwi i zamknęłam je. Omiotłam pokój zmęczonym spojrzeniem. Sasuke stał na środku i czekał na słowa Tsunade. Schowałam się w cieniu i oparłam o zimną ścianę. Przyjrzałam się plecom chłopaka, na których widniał jego znak klanu. Wachlarz w kolorach bieli i czerni. Miało to swoje znaczenie, o którym chyba każdy wiedział. Na szczęście, a może nieszczęście, nic czarnowłosemu nie było. Nie, żeby mnie na nim zależało, ale gdyby jednak coś było z nim nie tak, to mnie by się oberwało. Tsunade naprawdę się wściekła na moją nieostrożność i głupotę, więc w ramach kary Sasuke stał się moim pacjentem. Błagałam ją, aby inny lekarz został mu przydzielony, ale nie zmieniła zdania. Powstrzymałam się od głośnego ziewnięcia, zaplotłam ręce i z uwagą przysłuchiwałam się słowom blondynki, która nerwowo stukała paznokciami o blat. Jedynie ten dźwięk zakłócał ciszę zanim czcigodna postanowiła się odezwać.
-Nie wiem od czego zacząć. Jest to bardzo ciężka i dziwna sytuacja, Sasuke. I co ja mam z tobą zrobić? - westchnęła ciężko i naparła łokciami o biurko podpierając głowę na dłoniach i zakładając nogę na nogę. -Wiesz, że starszyzna chce twojej śmierci? Zresztą, jak większość osób, które wypowiadały się na ten temat. - Przymknęła oczy i skrzywiła się. -Albo chociaż dożywocie w więzieniu o zaostrzonym rygorze, rozumiesz? - Prawie warknęła. Była w sytuacji podbramkowej. A co powie Naruto, Kakashi? Inni znajomi z rocznika? Nie mam zielonego pojęcia w jakich kto był stosunkach międzyludzkich, ale na pewno znajdą się osoby, które staną za nim murem. Nie śmiałam się odezwać, nawet nie miałam słów ni ochoty. Stałam jak sparaliżowana. Jedna część krzyczała żebym broniła Sasuke, podpowiadała, że jeśli będzie trzeba to z nim ucieknę, ale druga zaś krzyczała, że należy mu się. Byłam rozdarta, pomóc mu czy może sprawiedliwości w ukaraniu go? Nerwowo zacisnęłam pięście na rękach ignorując ból. Zmęczenie zaćmiewało mój umysł błagając o sen. Ale z drugiej strony, dlaczego mam mu pomagać? Moja słaba i irytująca część wciąż gdzieś w środku mnie istniała i marzyła o szczęśliwym końcu z tym bałwanem.
-Więc co cię powstrzymuje? - zapytał po długiej ciszy, opanowanym tonem jakby nie interesowało go, że może już jutro wąchać kwiatki od dołu, albo zgnić w więzieniu. Tsunade jednak nie odpowiedziała tylko skrzyżowała ręce na piersiach i oparła się o swój fotel. Przymrużyła oczy ze zrezygnowaniem.
-Dopóki nie zdecyduję co z tobą zrobić znajdziesz się w więzieniu tymczasowym - rzekła po krótkiej chwili ciszy. Nagle w pokoju pojawili się ci sami faceci co w szpitalu. -A tymczasem będziesz przesłuchiwany - dodała, gdy został skuty kajdanki i wyprowadzony z pokoju. -Sakura... - jęknęła, prawie płacząc. Spojrzałam na nią zdziwiona. Podeszłam do biurka i usiadłam na przeciw niej. Nawet to zwykłe, twarde krzesło wydawało się idealnym miejscem do spania.
-O co chodzi, Tsunade? - zapytałam niemrawo, dając jej znaj żeby kontynuowała.
-I co ja mam z nim zrobić? Wielu pragnie jego głowy, ale co z Naruto?! Jeśli coś się stanie Sasuke to wpadłby w szał i pewnie rozwalił całą wioskę! - wyrzuciła to z siebie -Bycie hokage wcale nie jest łatwe - fuknęła zła jak osa. Przeczesałam włosy i spojrzałam na słońce, które niedawno zaczęło swą wędrówkę po nieboskłonie. Na drogach Konoha było coraz więcej osób. W większości byli to ninja wracający, bądź idący na misję.
-Wybacz Tsunade, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo... Nie potrafię ci pomóc. Jedyne co mogę zrobić to porozmawiać z Naruto, ale jak się uprze... Nawet moje słowa nic nie dadzą - stwierdziłam smętnie. Naparłam całymi plecami o krzesło i położyłam stopę na kolano sprawiając, że siedziałam w rozkroku. Przymknęłam oczy i pozwoliłam sobie na długie, ale ciche, ziewnięcie. Marzyło mi się moje łóżko i spokój.
-Mogłabyś pójść do Shikamaru i powiedzieć mu, że chcę porozmawiać? - W jej głosie wyczułam zmęczenie. -I gdybyś mogła... Opisałabyś mu sytuację? Nie mam siły na tłumaczenia - dodała, obracając się w stronę okna i obserwując spokojnych mieszkańców, którzy nawet nie wiedzą o tym, że jeden z najgroźniejszych shinobi jest w wiosce. Chociaż znając plotkary jakie pracują w szpitalu jutro już cała wioska będzie o tym wiedzieć i rozmawiać. I w ten oto sposób znajdzie się na ustach całej wioski, pięknie. Nawet groźby od ANBU ich nie powstrzymają! Podrapałam się po głowie przypominając sobie, jeden, ważny fakt.
-No dobrze Tsunade. Ale w zamian mogłabyś coś dla mnie zrobić? - zapytałam niewinnie. Spojrzała na mnie podejrzliwie. Mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem.
-O co chodzi? - rzekła spokojnie. Pewnie już jest tak zmęczona, że nawet sił na złość nie ma.
-Zwolnisz mnie z dzisiejszego treningu? Ma się odbyć za... - Spojrzałam na zegar -...pół godziny. Jestem strasznie zmęczona! - pożaliłam się, a ona jedynie westchnęła.
-No niech ci będzie. - Uśmiechnęła się szczerze. Lubiłam ten jej, szczery uśmiech. Kojarzył mi się z tym matczynym. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
-Dziękuję! - krzyknęłam i wybiegłam z pomieszczenia kierując się w kierunku domu Shikamaru. Nagle moje ciało przeszyłam dawka energii na myśl o odpoczynku, który przyjdzie po wykonaniu prośby Tsunade. W sumie dawno nie rozmawiałam z Shikamaru. Często po śmierci moich rodziców rozmawialiśmy. Nauczył mnie nawet grać w jego ulubioną grę, w którą często gra z Asuną. Bardzo mi pomógł. To był bardzo ciężki czas. Strata rodziców, brak Naruto, tęsknota za Sasuke i jeszcze kłótnia z Ino. Wtedy byłyśmy bardzo pokłócone, a Hinata wraz z Kibą i Shino byli ciągle na misjach szpiegowskich, w końcu ich umiejętności są do tego idealne. Z Nejim nie miałam wspólnego języka, Tenten miała mało czasu. Trenowała całymi dniami, a Lee... To Lee. Nie miałam im tego za złe. Przynajmniej zaprzyjaźniłam się z Shikamaru i dowiedziałam się, że jest bardzo rozmowny i jest wiele rzeczy, które jednak go nie irytują. Nawet nie zauważyłam kiedy znalazłam się pod drzwiami domu przyjaciela. Mogłam go tak nazywać bez żadnych przeszkód. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i kilka razy nerwowo przycisnęłam hałaśliwy dzwonek do drzwi, po czym kilka razy uderzyłam z pięści w drzwi. Wiedziałam, że nie będzie go tak łatwo obudzić. Nawet zaczynałam się zastanawiać nad wejściem przez okno.
-Shikamaru, śpiochu! Wstawaj i mi z łaski swojej otwórz! - wrzasnęłam z "bananem" na twarzy. Nie mogłam się doczekać jego miny, gdy mi otworzy. Sądzę, iż też się stęsknił. Usłyszałam zgrzyt otwieranych, zdziwiłam się, że tak szybko. -No, to chyba twój reko... - zacięłam się, gdy zobaczyłam w drzwiach Temari. Tą Temari z wioski piasku. Otworzyłam zdziwiona oczy. -Tem?! - wrzasnęłam w końcu. Przyjrzała mi się zamglonym wzrokiem i przetarła twarz opierając się o drzwi.
-O co... - Ziewnęła przeciągle. -...chodzi? - dodała po chwili. Przepuściła mnie, a ja skorzystałam z niemego zaproszenia. Ściągnęłam buty i spojrzałam na nią. Ta niewzruszona zamknęła drzwi i ruszyła w stronę salonu, wymijając mnie bez słowa.
-Jest Shikamaru? - burknęłam. Postanowiłam najpierw załatwić to, po co tu przyszłam, a dopiero później zapytać się co się tu wyprawia.
-Taak, co chcesz, Wi... Saki. - Usłyszałam Shikamaru. Uśmiechnęłam się. Temari podejrzliwie spojrzała, jak sądzę, swojego chłopaka. Dobrze wiedziałam, że chciał powiedzieć "Wisienko".
-To... dłuższa historia. - Przyjrzałam mu się. Miał na sobie jakieś dresy, w dodatku krzywo założone. Garbił się lekko i pocierał swoją twarz. Miał rozpuszczone włosy, trochę dziwnie w nich wyglądał. Związał je po chwili, jakby czytał mi w myślach. Temari krzątała się w kuchni, która była oddzielona blatami od salonu.
-Kawy, herbaty? - Wyciągnęła trzy kubki i dwa pudełka.
-Kawa - wypowiedzieliśmy równo z Shikamaru. Uśmiechnęliśmy się do siebie, po czym usiedliśmy na kanapie. Chłopak włączył telewizor i ułożył się wygodniej na miękkim meblu.
-Może ci pomogę, Tem? - zapytałam i podeszłam do dziewczyny. Po pokoju rozległ się dźwięk jakiegoś meczu, oczywiście, jak to chłopak, włączył kanał ze sportem.
-Jakbyś mogła... Pozmywasz? Byłabym wdzięczna. - Schowała pudełko z kawą i podeszła do wyjścia z salonu. Odwróciła się na pięcie i oparła ręce o biodra. -Ja się szybko przebiorę - dodała.
-Tak w ogóle, będziecie musieli mi chyba coś wytłumaczyć! - Temari co prawda już nie było, ale wiedziałam, że słyszała. Utwierdziły mnie w tym pośpiesznie kroki i skrzypnięcia drewnianych schodów. W zlewie leżało tylko kilka kubków, talerzy i sztućców. Co prawda nie lubię zmywać, ba, nie cierpię, ale czego się nie robi dla przyjaciół? Odkręciłam kurek z ciepłą wodą, chwyciłam gąbkę, na którą nalałam trochę płynu. W mieszkaniu rozległ się krzyk komentatorów, chyba któraś drużyna zdobyła punkt. Nigdy sport mnie zbytnio nie interesował. Wzięłam kubek do rąk, zamoczyłam go w wodzie, który nagle, ni stąd, ni zowąd mi pękł. Po pokoju rozległ się mój pisk i dźwięk, odbijających się kawałków kubka o podłogę i metalowy zlew. Na moich policzkach i bluzce znalazły się ciepłe krople wody. Shikamaru szybko znalazł się obok mnie.
-Co się stało, Wisienko? - zapytał przejęty. Teraz nawet nie powstrzymał się od użycia mojego przezwiska.

*

Zaprowadzili mnie w ciszy do jakiegoś pomieszczenia, bez okien czy mebli. Wyjątkiem było krzesło, a na ścianach wyróżniały się jedynie drzwi i duże, szklane okno, przez które i tak nic nie widziałem. Kazali mi usiąść, zakuli moje ręce i nogi, przyczepiając do twardego mebla i wyszli. Zostałem sam w niewielkim, szarym pomieszczeniu. Gdyby w drzwiach nie było klamki to normalnie poczułbym się jak w wariatkowie. Nade mną była żarówka, która oświetlała całe pomieszczenie. Jej brzęczenie odbijało się od ścian drażniąc moje uszy. Wyprostowałem nogi i przekląłem siarczyście pod nosem. Że też musiałem dać się złapać i to w dodatku JEJ. Tej irytującej dziewczynie! Gdyby ktoś mi powiedział, że Sakura Haruno mnie powstrzyma, ba, udupi to bym chyba go uznał za wariata! Nawet nie powstrzymał bym się od śmiechu. Do pokoju weszła jakaś kobieta czemu towarzyszyło skrzypnięcie drzwi. Jakaś blondynka, w kitlu. Była przerażona, widać było po oczach. W dłoni miała jakąś strzykawkę z niebieskim płynem. Chwiejnym krokiem podeszła do mnie. Była blada jak ściana, myślałem, że zaraz na zawał zejdzie, albo chociaż zemdleje. Ręka, którą trzymała strzykawkę trzęsła się, nie mogąc utrzymać się w miejscu.
-Nie martw się, nie gryzę. - Aż podskoczyła, gdy wypowiedziałem te słowa. -Ja połykam w całości. - Chciało mi się śmiać. Na chwilę zamarła. Po czym jak najszybciej potarła moje prawe ramię zimnym żelem, który miała na białym waciku, który wyciągnęła z kieszeni i wbiła igłę. Wprowadziła cały płyn do mojego krwiobiegu. -Co to? - Znów zabrałem głów. 
-S..serum p-prawdy. - Jąkała się przy każdym słowie. Ale teraz nie było to ważne. Nie dość, że jestem więźniem Konoha, nie mogę używać czakry to jeszcze mają serum prawdy, przez które wszystko im wyśpiewam jak na spowiedzi, chcąc, nie chcąc. W szybkim tempie kobieta opuściła pomieszczenie. Rozumiem, że jestem kimś, kogo wiele osób się boi, ale jednak bez czakry, w dodatku uziemiony raczej jej nie zabiję wzrokiem. No, dopóki nie mam sharingana, to nie.
-Zimnoo tuu... - zawyłem niekontrolowanie. Cholerny płyn, czułem jak z mojego mózgu robi papkę. I to w zaskakująco szybkim tempie.
-Słychać mnie? - Rozległ się po pomieszczeniu zachrypnięty głos.
-Głośno i wyraźnie. - Słowa wydobywały się samoistnie z mojej krtani. Byłem naprawdę niezadowolony z tego powodu.
-Jak wiesz, będziesz tu przesłuchiwany. Dzięki serum prawdy nie będziesz w stanie kłamać, więc nawet nie próbuj.
-Jakżebym mógł! - Udałem przejętego po czym zaśmiałem się przez chwilę.
-Pierwsze pytanie. Po co przybyłeś do Konoha? - Na każde ich pytania odpowiadałem zgodnie z prawdą. Nieważne jak bardzo chciałem się powstrzymać, na wszystkie pytania grzecznie odpowiadałem od czasu do czasu, mówiąc jakieś nieistotne bzdury. Pytali o moje umiejętności, Orochimaru, resztę drużyny przy czym dowiedziałem się, że zostali złapani, o to gdzie byłem, czasem nawet pytali o różne osoby, które zostały w niewyjaśniony sposób zabite. Odpowiedzi były różne. Niektóre krótkie, inne długie, czasem odpowiadałem w formie żartu, a czasem coś mnie, aż tak zafascynowało, że nie chciałem długo opowiadać.
-Która godzina? - palnąłem pierwsze, co mi przyszło do głowy.
-Za dziesięć ósma - rzekł znudzony mężczyzna. Po tym, jak mówił wywnioskowałem, że jest płci męskiej. Choć był taki zniekształcony i nierealny, że nawet nie zdziwiłbym się gdyby to była kobieta.
-Chce mi się pić! - burknąłem. -I chętnie bym coś zjadł... - dodałem. Z mojego mózgu została chyba tylko papka. Czułem się jak po narkotykach czy jakimś innym, dziwnym paskudztwie. No tak, ja jestem pod wpływem jakiegoś!
-Czy chcesz zniszczyć Konoha? - Totalnie zignorował moje głupie gadanie, za co byłem mu poniekąd wdzięczny.
-Nieee... A co mnie Konoha obchodzi? Mam w dupie co się z nią stanie. Czy spłonie czy zatonie, co mnie to? Byleby nikt mi w drogę nie właził! - fuknąłem nadąsany jak dziecko. Cały czas zresztą zachowywałem się jak dziecko! Chciałem się powstrzymać, znów być dumnym, zimnym Uchiha, ale zamiast tego zachowywałem się gorzej, niż wtedy, gdy miałem cztery lata.
-Mhm... - mruknął. -To koniec przesłuchania. - Głos zamilkł, a ja wydałem z siebie okrzyk radości. Miałem dość tych pytań. Mam nadzieję, że nikt tego nie nagrał i nie puści w telewizji! Choć nadzieja matką głupich, ale może jednak będzie łaskawa? Westchnąłem. Trzymają mnie tu parę ładnych godzin, na niewygodnym krześle, bez jedzenia i wody, zadają głupie pytania, a teraz mnie zostawili! Głodnego, spragnionego, na niewygodnym krześle i z wkurzającym brzęczeniem żarówki nad moją głową. Nie wiedzieć czemu obraz zaczął się rozmazywać, a ja odpłynąłem jakiś czas później. Straciłem rachubę czasu.

*

To był zły omen, bardzo zły. Za pomocą swoich umiejętności pozbyłam się niewielkiej rany i z pomocą Shikamaru posprzątałam. Po kilku minutach uspakajania go i zapewniania, że wszystko w porządku przyszła Temari. Wysłuchali od początku do końca mojej fascynującej opowieści. Oczywiście, pomijając dziwny sen. Shikamaru spojrzał się dziwnie, a Temari parsknęła.
-Dobrze temu gnojkowi. Chciałabym widzieć jego minę, nieźle go załatwiłaś - stwierdziła z kpiącym uśmieszkiem. Też nie przepadała za Uchihą. Dlaczego? Była bardzo honorową osobą i wolałaby zginąć niż zdradzić swoją wioskę. Uśmiechnęłam się i podziękowałam.
-No, no. Nieźle. Ale teraz ja muszę zapierniczać do Tsunade - powiedział gorzko chłopak. Zaśmiałam się krótko i wzięłam łyka kawy.
-A teraz - zaczęłam -czas na wyjaśnienia, prawda? Chyba należą mi się jakieś - oznajmiłam sarkastycznie. Temari spiekła raka, szybko uciekła wzrokiem i spuściła głowę. Obrazek wręcz komiczny, nigdy nie stwierdziłabym, że ta dziewczyna kiedykolwiek się tak zachowa. Shikamrau zaś nie wyglądał na jakiegoś bardzo zakłopotanego. Podrapał się w tył głowy i westchnął.
-No wiesz Sakura... To chyba oczywiste i nie musimy ci tego tłumaczyć - wywnioskował.
-A właśnie, że musicie! Muszę to usłyszeć z waszych ust. - Zaplotłam ręce na klatce piersiowej i patrzyłam na nich wyczekująco. Temari przełknęła nerwowo ślinę.
-Jakie to irytujące - zaczął chłopak -Jesteśmy parą - oznajmił, nie patrząc na mnie. Zapiszczałam wesoło i ich przytuliłam.
-Szczęścia! - wypiszczałam im do uszu, kołysząc nimi w uścisku. Tem odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się.
-Wyglądasz na zmęczoną - rzuciła, zmieniając temat. Skinięciem głowy dałam jej do zrozumienia, że nie tylko wyglądam, ale i jestem zmęczona.
-Cóż... Chętnie zostałabym dłużej, ale muszę pójść na spotkanie z łóżkiem, a Shikamaru z Tsunade. Tem, jak długo zostajesz w wiosce? - zapytałam, przecierając oczy, które piekły.
-Hmm... Trzy dni i wracam do Suny. - Wzięła łyka swojego napoju i przymknęła oczy. -Jestem tu na misji w ramach jednego z przestępcy, którego pojmała Suna. Został tu przetransportowany, z dala od swojej zgrai. Chyba rozumiesz. - Uśmiechnęła się i chwyciła puste już kubki, chcąc posprzątać. Po krótkiej rozmowie stwierdziłam, że czas do domu.
-Dobra, kochani. Ja lecę. - Wstałam i przytuliłam chłopaka. Podeszłam do Tem, którą też zamknęłam w uścisku. Chwilę później gnałam do domu, aby w końcu wypocząć po dziwnych wydarzeniach. Czy Uchiha się na mnie uwzięli? Najpierw Itachi, a teraz jego młodszy braciszek. Tym dłużej się nad tym zastanawiałam tym bardziej dochodziłam do wniosku, że coś naprawdę jest nie tak. Itachi, ten Itachi, ratujący biedne niewiasty z opresji? Śmiać się chce. Albo Akatsuki ma do mnie jakąś sprawę, albo coś mi się przewidziało. A może zabójca klanu i zdrajca Konoha chce w ten sposób wkupić się w łaski i móc wrócić w świetle i chwale jako bohater? Moje myśli stawały się coraz bardziej absurdalne, więc postanowiłam od razu iść spać.

*

Nie wiem ile spałem, ani gdzie jestem. Obudziłem się z potworną migreną i zaschniętym gardłem. Rozejrzałem się po niewielkim pokoju, który okazał się być celą. Szare i stare ściany tworzyły nieprzyjemną atmosferę. W całym tym niewielkim pokoju dojrzałem jedynie drzwi, żadnych mebli czy okien. Jedynie żarówka dotrzymywała mi towarzystwa. Szybko domyśliłem się, że to nie jest zwykłe więzienie. Co się dziwić. Po ścianach odbił się odgłos mojego, niezadowolonego żołądka. Westchnąłem ciężko i usiadłem po turecku, poprawiając włosy, którym przydałaby się chwila uwagi wody i szamponu. Starałem się wykryć jakąkolwiek czakrę, ale moje umiejętności nadal były zablokowane. Wsłuchałem się i szybko usłyszałem ciche kroki zza drzwi, jakieś szepty, głębsze wdechy, a nawet po chwili i spokojne, jak i mniej spokojne, bicia serc. Nie miałem wyboru i jedynie czekałem. Po chwili zainteresowało mnie to, co z moją grupą. Pomimo wszystko w jakiś sposób się do nich przywiązałem. Choć nie miałbym nic przeciwko, gdyby Karin się gdzieś zapodziała. No i interesowało mnie, co zawiodło. Nawet jeśli zorientowali się, że ja to nie ja, a mój klon to niemożliwe jest, aby Haruno przybyła tak szybko. Szczególnie, że była tam sama, a nawet jeżeli już coś umie to i tak nikt nie zaryzykowałby niepowodzeniem pojmania mnie i wysłaliby cały oddział ANBU. Od razu też wytłumaczyłem sobie, że wygrała ze mną jedynie dzięki elementowi zaskoczenia i tym, że nie znałem jej umiejętności ani jej stylu walki. Dochodziły mnie pogłoski co do pięknej różowowłosej kobiecie, która staje się naprawdę potężna i coraz piękniejsza, ale nie spodziewałem się, że pokona mnie. Poczułem irytację. Zacisnąłem ręce na kolanach i wziąłem głębszy wdech, aby się uspokoić. Nagle usłyszałem ciężkie kroki, z których dało się wyczytać zmęczenie. Skrzyp drzwi. Spojrzałem w ich stronę i ujrzałem czarnowłosego mężczyznę w kitce.
-No, no Uchiha. Kopę lat. - Usłyszałem kpiący głos Shikamaru. -A teraz wstawaj, nie ma czasu na wspominki. To strasznie irytujące, że akurat ja muszę się tym zajmować od samego rana - oznajmił niezadowolony. Posłusznie wstałem i rozprostowałem kości, wyginając plecy. Zauważyłem za plecami Shikamaru dwóch zamaskowanych ludzi w typowym stroju ANBU. Zrobili mi miejsce, a ja wyszedłem z pomieszczenia. Okrążyli mnie i chwilę później znaleźliśmy się pod drewnianymi drzwiami. Chłopak uderzył kilkukrotnie knykciem o drzwi.
-Wejść! - rozkazał stanowczy, kobiecy głos. Nara otworzył wejście do pokoju i znów zrobił mi miejsce. Kolejny raz zobaczyłem surowy wzrok blondwłosej kobiety. Przekroczyłem próg, a wraz ze mną i Skimaru po czym zamknął drzwi. Chwyciła kilka papierów, uderzyła kilka razy o blat i odłożyła idealnie ułożony stos papierów.
-Witaj, Tsunade-sama. Więc? Kiedy umieram? - rzuciłem beznamiętnie. Uśmiechnęła się przymrużając oczy. Przedstawiciel klanu Nara oparł się plecami o ścianę.
-Wraz z hokage uznaliśmy, że możesz się przydać i samemu na tym zyskać - powiedział.
-Ja? Zyskać na tym? Nie sądzę - burknąłem, zaplatając ręce. Kobieta za biurkiem przewróciła oczami.
-Akatsuki rozrabia. Konoha sobie nie radzi. Gdyby zaatakowali to po nas. My chcemy rozpadu Brzasku, a ty chcesz zemsty na Itachim - zaczęła -Pomóż nam, a pozwolę ci go własnoręcznie zabić - dodała -I tak za swoje uczynki umrze - skończyła z ciężkim westchnięciem. Zastygłem. To prawda, że o tym marzę, ale coś mi tu śmierdziało.
-Konoha mnie nie obchodzi, a bez waszej pomocy i tak go zabiję - stwierdziłem po krótkim namyśle. Nara parsknął.
-Wszyscy dobrze wiedzą, że jeśli Itachi umrze to na ciebie spadnie brzemię i obowiązek odbudowy klanu Uchiha, a nie mając gdzie mieszkać, ponieważ jest się kryminalistą nie będzie łatwo - stwierdził -Masz zamiar odbudować klan w lesie w chatce z drewna, którą samemu zbudujesz? - zażartował. Niestety, ale miał dużo racji. Dobrze wiem, że muszę to zrobić, a kwestia domu nie jest jedynym problem. Jaka kobieta zechce kogoś takiego jak ja? No chyba, że podobna do mnie, ale mało jest takowych. 
-A jaki jest haczyk? - zadałem pytanie. To było oczywiste, że od tak mnie do wioski nie wpuści.
-Przez miesiąc będziesz pozbawiony czakry i będziesz mieszkał u jednego z shinobi. Oczywiste jest, że będziesz pod nadzorem. Przez pierwsze dwa tygodnie nie wyjdziesz po za dom, w którym zamieszkasz - oznajmiła -A przez drugi będziesz mógł chodzić swobodnie po mieście. Jeśli będzie w porządku dostaniesz pierwszą misję. Jeśli nie, pozwolę cię stracić, tak, jak chciała starszyzna - zakończyła swój monolog, posyłając mi ostrzegające spojrzenie. W sumie nie do końca podobała mi się taka perspektywa, ale było wiele plusów. Zemsta i odbudowa klanu.
-A co z moją drużyną? - padło z moich ust kolejne pytanie. Słyszałem o ich pojmaniu, więc byłem ciekaw co teraz z nimi. Może jakoś bardzo się nie martwiłem, ale wolę wiedzieć na czym stoję.
-To zależy czy będą współpracować - rzekła hardo.
-Proszę się nie martwić, będą. Chcę tylko z nimi porozmawiać.
-Nie ma mowy - syknęła. Spojrzałem zdziwiony na kobietę. -Nie mogę pozwolić, abyście coś uknuli. Albo sami zechcą współpracować, albo zgniją w więzieniu. - Nie spodobała mi się ta wiadomość.
-Więc niech tak będzie, hokage-sama - burknąłem. Nie chciałem problemów. Oni sobie jakoś poradzą. Byłem ciekawy do kogo mnie poślą i z komu przypadnie zaszczyt mieszkania ze mną. Uśmiechnąłem się w duchu do swoich myśli. 


`````````````````````````````````````````````````````

To była długa przerwa. Cóż, przepraszam. Wypaliłam się. I proszę was o komentarze. Jakiekolwiek, mogą być krótkie. To bardzo motywuje, a ich brak wręcz przeciwnie.