Strony

sobota, 11 lipca 2015

Rozdział 6

Wszystko szło gładko. Suigetsu, Juugo, Karin i mój sobowtór odwrócili uwagę od prawdziwego celu naszych odwiedzin. Niepostrzeżenie wkradłem się do budynku hokage wymijając grupę shinobi, która właśnie szła, a raczej biegła pomóc w obronie wioski. Szedłem nieoświetlonymi korytarzami w stronę biura czcigodnej. Słyszałem jakieś rozmowy za niektórymi drzwiami, ale na mojej drodze nie spotkałem żywej duszy. Stanąłem przy drzwiach pokoju, w którym znajdę ten zwój. Chwyciłem klamkę i powoli weszłem do pomieszczenia. Na szczęście nikogo tu nie było. Omiotłem pomieszczenie spojrzeniem przy pomocy sharinngana po czym wyciągnąłem dłoń po ten mały przedmiot. Nagle zza biurka wyskoczyła jakaś osoba i rzuciła w moją stronę kunai. Odskoczyłem w bok, a ostrze wbiło się w drewniane drzwi.
-Cholera... Tsunade mnie zabije. - mruknęła do siebie. Ten głos był mi w jakiś sposób znajomy. Przyjrzałem się jak stwierdziłem tej dziewczynie. Gdy dojrzałem różowe włosy sięgające za ramiona i te zielone oczy zastygłem w bez ruchu. Ona wykorzystała to i rzuciła się na mnie z zamiarem uderzenia mnie z prawego sierpowego. Doszły mnie słuchy o jej mocnym uderzeniu, więc z ostrożnością odskoczyłem w bok. Znów próbowała mnie uderzyć, ale tym razem i ja zaatakowałem swoją kataną. Jednak ona z gracją wyminęła ją i wyciągnęła kolejną broń z kabury. Przyjrzałem się jej jeszcze raz. Miała na sobie czarną bokserkę i białe szorty. Na twarzy malowała jej się zaciętość. Lewą ręką wymierzyła mi cios, a ja odsunąłem się znów. Niestety nie przewidziałem, że po prostu chce odwrócić moją uwagę od kunai'a. Wykonała szybki ruch. Odsunąłem się, gdy tylko zrozumiałem o co chodzi. Na mojej klatce piersiowej widniała długa, ale nie głęboka rana, z której zaczęła sączyć się krew. Prychnęła.
-Myślisz, że czymś takim mnie pokonasz? - wypowiedziałem te słowa z kpiną, a ona jak na złość znów parsknęła.
-Sasuke... jesteś głupi czy udajesz? - przeszły mnie ciarki na ton jej głosu. Nagle straciłem czucie w kończynach. Upuściłem katanę i upadłem na kolana. Coraz ciężej było mi oddychać.
-Trucizna? - mruknąłem do siebie.
-Strzał w dziesiątkę! Skąd wiedziałeś? - żartowała sobie ze mnie z tym wkurwiającym uśmieszkiem. Warknąłem zły po czym straciłem przytomność. Niech ją szlag!

*
Upadł na ziemię. JA, Sakura Haruno pokonałam Sasuke Uchicha! Złożyłam ręce i uformowałam parę pieczęci. Po moich obu stronach pojawiły się moje klony. Bez słów podeszły do czarnookiego i przewiesiły sobie jego ręce i razem z nim wyszły przez drzwi. Ruszyły w stronę szpitala. Trucizna, którą użyłam na nim jest niedopracowana. Ma za zadanie blokować przepływ czakry na parę godzin i sprawić, że ofiara zemdleje na jakąś godzinę, może mniej. Niestety stworzyłam ją dość niedawno i chciałam ją wypróbować niedługo, ale nie tak. Jeżeli będą jakieś skutki uboczne to Naruto mnie chyba zabije, Tsunade zresztą też. Zawsze mówiła, że zabawy trutkami są niebezpieczne i trzeba z nimi uważać. Może i jest przestępcą, ale to nie ja jestem od wymierzania sprawiedliwości. Westchnęłam po czym uznałam, że warto pomóc w części Konoha, która została zaatakowana. Jeszcze raz omiotłam pokój spojrzeniem i spuściłam głowę, oberwę za te drzwi. Wyprostowałam się i podeszłam do okna, przez które wyskoczyłam na drzewo. Skoczyłam na dach budynku i skacząc tak rozmyślałam co takiego jest ważnego w tym zwoju, że Sasuke sam się tu pofatygował. Tym bliżej byłam tym więcej słyszałam odgłosów walk i krzyków przerażonych ludzi. Trochę mnie to irytowało. Po co się drzeć skoro i tak shinobi mają za zadanie cię bronić? I bez tego cię widzą. Zeskoczyłam pomiędzy zaułkami. Kobieta, która stała niedaleko z dzieckiem, wzdrygnęła się i schowała przestraszonego chłopca za siebie. Spojrzałam na nią zdziwiona, a ona przyjrzała się mnie. Po chwili odetnęła z ulgą.
-Sakura-san... - jęknęła rozstrzęsiona aczkolwiek spokojniesza niż przed chwilą.
-Proszę iść stąd. Jest tu niebezpieczne. - oznajmiłam rzecz oczywistą. Jednak to w moim interesie leży żeby tacy jak oni byli bezpieczni. Przytaknęła i szarpnęła chłopca uciekając w przeciwną stronę mojego celu. Rzuciłam się biegiem w stronę płomieni, które przed chwilą zaczęły swój piękny i straszny taniec na niebie. Zniszczenia są ogromne.
-Naruto! - wrzasnęłam do chłopaka, który przed chwilą został ciśnięty o drzewo. Podbiegłam do zmęczonego przyjaci. Miał na sobie kilka siniaków i zadrapań, nie wiem jak organy wewnętrzne, ale teraz nie ma na to czasu.
-Sakura. - wyprostował się i po chwili stał jakby nic się nie stało. Nie powiem, twardy jest. Obok nas znikąd pojawił się Sai.
-Kto to jest? - rzekłam wskazując na trójkę dziwnych ludzi. Dwóch mężczyzn i kobietę.
-Nie wiemy, ale są już indentyfikowani przez ANBU. - oznajmił beznamiętnie czarnowłosy.
-Był z nimi też Sasuke, ale zniknął! - burknął niezadowolony blondyn. Miał pewnie nadzieję na złapanie naszego, dawnego kompana. Gdyby wiedział, że leży teraz w szpitalu i to w dodatku przeze mnie to od razu poleciał sprawdzić co z nim jest. Omiotłam spojrzeniem pole bitwy. Było wyraźnie widać, że wycofują się. No tak, Sasuke złapany to co tu po nich? Wskoczyli na mury wioski i rzucili się biegiem do ucieczki. Wielu ninja było rannych bądź wyczerpanych, niezdatnych do pogoni.
-Nie możemy dać im uciec! - burknęłam i wskoczyłam na budynek. Sai i Naruto poszli w moje ślady. Odbiliśmy się od dachu i za pomocą czakry biegliśmy po murze aby wyjść z wioski. Zeskoczyliśmy na pobliskie drzewa.
-Daleko są? - zapytał spokojnie Sai jakby w ogóle się tym nie przejmował.
-Niecałe dwa kilometry. - rzuciłam pośpiesznie odbijając się od gałęzi tak mocno i szybko, że ledwo moje nogi nadążały. Wyprzedził w ten sposób odrobinę moich kompanów.
-Sakura! - wychrypiał Naruto. Był zmęczony walką, ja niewiele zużyłam energii, więc mogłam biec o wiele szybciej. -Zwolnij! - dodał po chwili.
-Dogonię ich i zatrzymam! Są wyczerpani, poradzę sobie do momentu aż przyjdziecie! - zwolniłam trochę żeby móc spojrzeć na nich. Sai jedynie kiwnął głową zaś blondyn skrzywił się niezadowolony tym pomysłem.
-Ale Sakura... - jęknął bezsilnie nie mając argumentów.
-Poradzę sobie. - uśmiechnęłam się, a on niepewnie kiwnął głową.
-Bądź ostrożna. - dodał zanim stracili mnie z oczu. Pędziłam jak szalona odbijając się od gałęzi skacząc na kolejną. Wiedziałam, że jeżeli uciekną to będą starać się uwolnić Sasuke, a bez tego Konoha ma swoje problemy. Zbliżałam się w zastraszającym tempie. Dzieliło nas ledwie pół kilometra. Z każdym metrem starali się przyśpieszyć, ale po chwili wracali do wcześniejszego tempa, żeby jeszcze bardziej po chwili zwolnić. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy w ciemności nocy dojrzałam trzy sylwetki. Pomimo braku tlenu i zmęczenia przyśpieszyłam jeszcze trochę. Przeskoczyłam nad ich głowami i stanęłam na gałęzi przed nimi. Zatrzymali się. Łapczywie łykałam powietrze przyglądając się im. Czułam jak policzki mnie pieką, a nogi ledwo mnie utrzymują. Zeskoczyli na ziemię, a ja poszłam w ich ślady.
-I tylko tyle?! - wrzasnął białowłosy. -Konoha naprawdę nas nie docenia. - rzekł z pogardą. Został zdzielony przez czerwonowłosą, miałam ochotę się śmiać.
-Debilu! Ona ma jeszcze dużo czakry, wystarczająco żeby nas zatrzymać! Dwójka innych shinobi z Konohy jest już w drodze! - uświadomiła go. Chwycił on za rękojeść swej dziwnej broni.
-E tam! Damy radę. - czerwonowłosa załamała się, a rudzielec jak stał tak stoi. Chłopak o wielkiej chęci walki rzucił się na mnie zamachując się swą bronią. Odskoczyłam na bok i rzuciłam w jego stronę parę kunai. W moje ramię i łydkę wbiły się shurikeny. Dwa w ramię, jedna w łydkę. Wyciągnęłam je i zaczęłam leczyć rany, z których sączyła się krew.
-Medyk? - zapytał rudowłosy. Obok mnie pojawiła się pozostała dwojka.
-Zajmę się tym idiotą z mieczem, wkurza mnie! - krzyknął na powitanie blondyn i rzucił się w wir walki. Czarnowłosy zajął się tym milczącym, mnie została ta ruda. Wyciągnęła kilka kunai i rzuciła w moją stronę. Wyminęłam je i podbiegł do niej. Uderzyłam ją po czym patrzyłam jak leci na drzewo. Upadła na kolana i spojrzała na mnie zamglonym wzrokiem i runęła na twarz. Rzuciłam okiem co się dzieje z resztą. Na namalowanym lwie Sai'a leżeli białowłosy i rudowłosy. Podeszłam do dziewczyny, wzięłam ją na ręce i ułożył na lwie.
-Nawet pospać nie dadzą... - jęknęłam ziewając. Przeciągnęłam się i spojrzałam w niebo, które stało się odrobinę czerwone. -Super... O dziewiątej mam trening. - dodałam i wraz z resztą wróciłam do Konoha.

*

Pik... Pik... Pik... Otwarłem powoli oczy. Wnerwiające pikanie nie ustępowało. Przeklnąłem pod nosem, gdy poraziło mnie okropne światło. Gdy wszystko się wyostrzyło zauważyłem iż jestem w szpitalnej sali. Sam, nieprzypięty do łóżka, bez żadnych shinobi, którzy tylko czekają aż spróbuję uciec. Podciągnąłem się na łokciach do siadu. Czułem dziwne zmęczenie, byłem roztargnioni. Nie potrafiłem się skupić. Rozejrzałem się. Zauważyłem maszynę, która nadal irytująco pikała. Usłyszałem, że ktoś naciska na klamkę. Zerknąłem w to miejsce. Weszła tu Sakura. W białym kitlu i swoich wcześniejszych ubraniach. Bez słowa zamknęła drzwi i nie patrząc na mnie podeszła do szafki. Dojrzałem jej podkrążone oczy i zmęczony wzrok. Wzięła do ręki jakieś papiery i podeszła do mnie nadal nie patrząc na mnie.
-Czujesz nudności, bóle, otępienie? - zapytała po chwili ciszy. -Potrafisz wyczuć wszystkie swoje kończyny? - nadal zadawała pytania nie zabierając wzroku z kartki.
-Prócz zmęczenia i zdezorientowania, nie. - powiedziałem słabo. -Czemu pytasz? - drgnęła. Nie miała najwyraźniej ochoty na pogaduchy ze mną.
-Trucizna, którą na ciebie użyłam nie była dokończona. Byłeś... - zacięła się na chwilę. -...królikiem doświadczalnym. - dodała jakby nigdy nic. Że ja królikiem doświadczalnym?! A gdyby coś się stało? To nie w stylu Sakury żeby tak bezmyślnie działać! Zresztą, co mnie to? Nic mi nie jest, więc jest dobrze. Spróbowałem użyć sharingana i uciec, nie miałem ochoty tu siedzieć. Nagle fala bólu rozlała się po moim ciele.
-Co jest... - syknąłem i zagryzłem szczękę.
-Zapomniałam dodać, że to blokuje czakrę. - powiedziała rozbawiona. Świetnie, człowiek zwija się przez nią z bólu, a ona się po prostu śmieje! Prychnąłem poirytowany.
-Jest coś co powienienem wiedzieć? - byłem zły. Dawno już nikt mnie tak nie zezłościł.
-Jeżeli będą jakieś skutki uboczne w ciągu tygodnia, zgłoś się do szpitala. - wymamrotała patrząc na ścianę. Spojrzałem w stronę, w którą ona. Był tam zegar, który wskazywał piątą trzynaście rano, jak sądzę. Nagle do pokoju wtargnęli ludzie z ANBU. Chłopak na czele podszedł do dziewczyny.
-Sakura-san, zabieramy go. - oznajmił.
-Nie. - rzekła jakby było to oczywiste.
-Mamy takie rozkazy! - jego ton głosu się zmienił na ostrzejszy.
-Tsunade-sama chce z nim porozmawiać u niej w biurze. Nie martwcie się, jest nieszkodliwy. W najbliższym czasie nie będzie mógł używać czakry. - przymróżyła oczy.
-I mam ci w to uwierzyć? 
-A chcesz się narazić Tsunade? - odpowiedziała prędko wściekła. Nie lubiła sprzeciwu najwidoczniej. On tylko zacisnął pięści i odwołał swój zespół. 
-Naprawdę Tsunade chce ze mną się spotkać? - nie wiedziałem czy aby na pewno. Przecież mogła mnie odwiedzić w celi. Ona zaś przytaknęła. Cały czas omijała mój wzrok, a kiedy przez przypadek nasze spojrzenia się zbiegały, uciekała patrząc w ścianę bądź ręce. 
-Dasz radę wstać? - mruknęła, a ja kiwnąłem głową. Wstałem powoli i równie powoli ruszyłem w stronę drzwi. Po chwili mogłem już szybciej się poruszać. Sakura otwarła przede mną drzwi i prowadziła mnie w stronę biura hokage. -Nie boisz się, że ucieknę? - zadałem pytanie gapiąc się w jej plecy.
-Nie dasz rady. Teraz jesteś jak normalny człowiek, bez czakry. - powiedziała i przez resztę drogi nie rozmawialiśmy. Otworzyła przede mną kolejne drzwi, tym razem do hokage. Za biurkiem siedziała blondynka o orzechowych oczach. Widać było, że czekała na nas zniecierpliwiona. Byłem ciekaw co takiego ma mi do powiedzenia.

~~~~~~~~~~~

Za wszelkie błędy z góry przepraszam.

Wiem, rozdział krótki, przepraszam! Następny będzie na pewno dłuższy ;)