Strony

sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział 5

Rozdział dedykuję wszystkim czytelnikom, którzy poświęcają swój czas na czytanie mojego opowiadania. Ostatnio jest was co raz więcej :D
Też dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w ankiecie, nie spodziewałam się aż tak dobrych wyników :)
Dziekuję! :*
~~~~~~~~~~~~~~
Ciemność.
-Pomóż jej... Uratuj ! Błagam... - słyszę głos jakieś kobiety. Krzyczy, jest zrozpaczona. Słyszę , ale niczego nie widzę. Otacza mnie mrok
-Jest tu ktoś? - pytam, ale odpowiada mi cisza. O co tu chodzi? Nic nie czuję, ani gruntu, zimna czy bólu. Po prostu... jestem. Słyszę płacz.
-Uratuj !! - słyszę po raz kolejny ten krzyk. Nagle przeszywa mnie fala strachu i bezsilności. Zaczęłam panikować, obracałam się wokół własnej osi, ale nic nie widziałam. Mój strach się nasilał, a ja nic nie mogłam zrobić. Skuliłam się i czekałam na rozwój wydarzeń.


Otworzyłam oczy. Mój oddech był szybki, a serce łomotało jak po maratonie. Ten sen był taki.. dziwny. Czuję strach, ale czemu? Już kiedyś miałam takie sny. Po chwili zdałam sobie sprawę z bólu pleców i szumu w głowie. Spojrzałam na pomieszczenie, w którym się znajduję. Byłam w pokoju hotelowym. Zasnęłam zwinięta w kłębek, oparta o ścianę pod oknem. Powoli wstałam rozprostowywując kości. Poczułam i usłyszałam ten przyjemny dźwięk strzelających kręgów w kręgosłupie i karku. Ból pleców prawie całkowicie ustąpił, ale szum w głowie się nasilił. Podeszłam do komody, na której leżał zwój. Rozwinęłam go i odpieczętowałam swój bagaż z ubraniami. Była to zwykła, czerwona torba. Wyciągnęłam stamtąd czystą bieliznę. Uznałam, że ubiorę to samo co wczoraj. Podniosłam ubrania, które wczorajszej nocy zostały po prostu rzucone na podłogę. Z czystą bielizną i wczorajszymi ciuchami weszłam do łazienki. Ściągnęłam swoją "piżamę" i weszłam do kabiny ustawiając wodę na gorącą wręcz parzącą. Uwielbiam taką wodę. Pozwoliłam wodzie spływać po ciele. Rozmyślałam nad tym co oznaczał ten sen. Kogo ratować? I kto ma tego kogoś ratować? Tyle pytań, a żadnych odpowiedzi! Wyłączyłam wodę i namydliłam całe ciało, od stóp do głowy, a po chwili wszystko spłynęło wraz z wodą w czarną dziurę. Kiedy wyszłam zobaczyłam iż całe pomieszczenie było wypełnione parą. Chwyciłam puchowy ręcznik i wytarłam całe ciało. Było pokryte czerwonymi plamami, ale to nic. Ubrałam się i szybko wyszłam z pokoju i skierowałam swoje kroki do hotelowej restauracji. Na korytarzu spotkałam jakąś sprzątaczkę. Przywitała się i zniknęła za zakrętem. Po obu stronach korytarza wisiały różne obrazy krajobrazów. Były przepiękne, większość przedstawiała pustynie o różnych porach dnia i nocy. Nagle usłyszałam krzyki. Ktoś się awanturował w restauracji. Weszłam przez szklane drzwi do celi mojej wędrówki. Zobaczyłam tam kłócących się Naruto i Yamato. Sai siedział z boku i rysował coś w tym swoim szkicowniku, jak zawsze obojętny na to, co się dzieje wokół niego. Blondyn zażarcie kłócił się wymachując rękoma. Większość ludzi przyglądało się całej sytuacji. Chyba im się to nie podobało, że dwóch turystów, a raczej jeden z nich, robi taki hałas.
-No proszę, sensei Yamato! - krzyknął zrozpaczony blondyn.
-Nie. - powiedział stanowczo mężczyzna. Podeszłam tam z uśmiechem na ustach. Usiadłam na obok Naruto i zaczęłam się śmiać co zwróciło uwagę całej trójki i nie tylko.
-O co się kłócicie? - zapytałam pomiędzy salwami śmiechu. Blondyn skrzyżował ręce na klatce piersiowej zaś Yamato załamał ręce i spuścił głowę. Żaden z nich nie miał zamiaru odezwać się.
-Naruto chce zamówić tutejszą wersję ramen. Problem w tym, że jest bardzo drogi. - odpowiedział po krótce Sai nie patrząc na mnie. Chwyciłam menu i wyszukałam ten jego ramen. Po chwili poszukiwań znalazłam. Spojrzałam na cenę i uznałam, że albo kogoś tu ekhem albo to naprawdę jest pyszne i warte swej ceny. Poszukałam czegoś co mogłabym zamówić. Naleśniki z serem i wiśniami, mniam. Zawołałam kelnera.
-Tak? - zapytał z notesikiem i długopisem.
-Poproszę tutejszy ramen i naleśniki z serem i wiśniami. - powiedziałam, a on wszystko zanotował. Spojrzałam na resztę drużyny. Yamato kręcił głową, Sai nadal coś rysował, a Naruto patrzył na mnie w osłupieniem. Nagle rzucił się na mnie jak jakieś głodne zwierzę na mięso.
-Dziękuję, dziękuję, dziękuję Saki-chan! - krzyknął mi do ucha i pocałował w policzek. Uśmiechnęłam się. Nie przeszkadzało mi to, ale znając mnie z przed trzech lat... Naruto już by nie żył, z resztą nawet nie dostałby tego ramen. W końcu postanowił mnie puścić. Uśmiechnął się do mnie tym swoim sposobem.
-Uspokój się, ludzie się patrzą - powiedziałam spokojnie z uśmiechem. Odwróciłam wzrok od niego i zaczęłam się zastanawiać nad sensem tej misji.
-Yamato-sennsei? - zapytałam ledwie dosłyszalnie. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Tak, Sakura? - czekał na moje słowa. Zagryzłam wargę i nie patrząc na niego odpowiedziałam.
-Dlaczego ta misja jest tak wysokiej rangi? Co było w tym zwoju? I co jest w tym, który będzie dzisiaj dostarczany przez nas? - mówiłam cicho. Było to spowodowane ludźmi w pomieszczeniu, ale i niezdecydowaniem. Yamato tylko westchnął i zaczął się zastanawiać. Czyli coś wie. Zawsze byłam wścibska i to bardzo. Wiedziałam, że są to tajne informacje, ale zawsze warto próbować, prawda?
-Nie mogę ci tego powiedzieć, może Tsunade ci powie. Wiem, że ci ufa i jesteś jej prawą ręką, ale rozkaz to rozkaz. Wybacz Sakura. - taka odpowiedź mnie nie zadowala. Wygiełam usta w grymasie. Nagle przyszedł kelner z naszymi zamówieniami. Podziękowaliśmy i chwyciliśmy za sztućce. Chyba Yamato i Sai już jedli, nie ważne. Jak nie chcą jeść to nie, ale ja mam zamiar napełnić swój żołądek. Kiedy tylko poczułam ten zapach mój humor się poprawił. Mmm.. Naleśniki z serem... Błogosławiony ten, który to pyszne danie stworzył! Powstrzymując się od rzucenia się na jedzenie spojrzałam na szczęśliwego Naruto. Wzięłam pierwszy kęs dania i nawet nie wiem kiedy zniknął. Odsunęłam pusty już talerz od siebie i przeciągnęłam się na krześle. Wtedy ból głowy znów przypomniał o swej obecności.
-Wyruszamy o godzinie piętnastej. Dokładnie za cztery godziny i trzydzieści minut. Do zobaczenia drużyno pod bramą wioski. - wymamrotał najwyraźniej zmęczony Yamato i wstał od stołu. Tak właściwie to nie wiem co on tu robił. Może znów odpłynęłam i ominęła mnie jego rozmowa z innymi? Ostatnio często mi się to zdarza. No cóż. Wstałam od stołu i chciałam pójść do pokoju po jakieś leki przeciwbólowe, ale poczułam jeszcze większy ból głowy, a przed oczami pojawiły się czarne plamki. Nagle poczułam szarpnięcie za rękę. Zakręciło mi się w głowie i zaczęłam słyszeć jakiś cichy głos. Dotąd zwieszona w dół głowa powędrowała do góry i ujrzałam żółtą plamę, która po chwili stała się bujną czupryną Naruto.
-Hej, słyszysz mnie? - zapytał z troską w głosie. O co mu do cholery chodzi, czemu mną szarpnął? Wyrwałam rękę z uścisku przyjaciela i spojrzałam mu w oczy.
-Tak, czego chcesz i po jasną cholerę mną targasz?! - burknęłam poirytowana wręcz fukłam jakby on był odpowiedzialny za całe zło na świecie. Nie wiem skąd się wzięła ta złość, może to przez ten pieprzony szum w głowie?
-Spokojnie... Zdziwiłem się, bo nie odpowiadałaś na moje pytanie. - spojrzałam na niego jak na wariata. Jakie kurwa pytanie? Odezwała się moja podświadomość.
-Niby jakie pytanie? Żartujesz sobie ze mnie? Nic nie słyszałam wcześniej! - prawie krzyknęłam. Cholera, uspokój się! On się o ciebie martwi, a ty na niego krzyczysz... Po raz kolejny odezwała się moja podświadomość.
-Pytałem się czy dobrze się czujesz. Masz jakieś takie zamglone oczy... - przywarł dłonią do mojego czoła. Co się ze mną dzieje? To na pewno wina braku snu!
-Naruto, nic mi nie jest. - powiedziałam i odsunęłam się od blondyna.
-Skoro tak uważasz... - był... zły? To prawda ostatnio przesadzam, za dużo ćwiczę, ale to tylko zmęczenie!  Jeszcze raz spojrzałam na jego oczy, które teraz były przesiąknięte bólem. Odwrócił się do mnie plecami. Świetnie! Złamałam obietnicę... Obiecałam mu, że nigdy więcej nie będę dawną Sakurą, która wiecznie wrzeszczy na niego i bije. Spojrzałam na obojętną minę Sai'a, który przypatrywał się tej sytuacji. W jego wzroku wyczytałam współczucie, jakby chciał mnie pocieszyć. Pamiętam jak jeszcze trzy miesiące temu wciąż się kłócilośmy, lecz teraz mogłam go nawet nazwać przyjacielem, ale ciężko się zaprzyjaźnia z kimś kto nie wie czym są uczucia. Wspieramy go jak możemy, ale chwilami po prostu załamujemu ręce. Jest jak taki drugi Sasuke, ale milszy. Czekaj, stop! Zapomnij o nim! On nie i s t n i e j e! Przynajmniej dla mnie. Miałam ochotę rzucić się biegiem za blondynem, ale się powsztrzymałam. Odwróciłam się na pięcie i prawie pobiegłam do pokoju. Dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Po cholerę na niego krzyczałam?! Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, przeproszę go później. W zastraszającym tempie znalazłam się pod pokojem hotelowym niemalże trzaskając drzwiami. Chwyciłam kaburę i wyjęłam małe pudełko, otworzyłam je i chwyciłam jedną, białą tabletkę i zamykając ją wrzuciłam z powrotem na swoje miejsce. Zawsze trzymałam je tam, o wiele łatwiej jest je wyciągnąć z kabury podczas walki niż "wyciągnięcie" ich ze zwoju. Nie miałam szklanki ani butelki wody, a nie miałam ochoty znów zjawiać się w restauracji czy też czekać aż ktoś z obsługi przyniesie mi tę wodę. Weszłam do łazienki, wrzuciłam mały, kółkowaty lek do buzi i najzwyczajniej w świecie napiłam się z kranu. Pomimo bycia medykiem nie przejmowałam się tym aby za każdym razem ją przegotować, która jak na złość robiła to bardzo wolno. Zakręciłam kurek i wróciłam do pokoiku rzucając się na łóżko. Chwyciłam poduszkę, do której się przytuliłam i oplotłam nogami zaś głowę położyłam na kołdrze, którą po połowie byłam też przykryta. Była to dziwna pozycja, wiem o tym, ale bardzo wygodna.


Leki przeciwbólowe gówno dały! Za piętnaście minut będzie piętnasta, a ja nie zmróżyłam oka przez ten czas. Myślałam, że sen mi pomoże, ale skończyło się na bezcelowym krążeniu po pokoju. Wzięłam do rąk poduszkę i cisnęłam nią o ścianę. Byłam wściekła, czemu? Nie wiem. Zachowujesz się jak baba w ciąży! Odezwał się mój głos w głowie. Czy to aby na pewno normalne? Gadam SAMA ze SOBĄ. Chyba w najbliższym czasie odwiedzę psychologa, bo chyba to nie jest normalne co się ze mną dzieje, prawda?Chwyciłam zwój, w którym znajdują się wszystkie moje rzeczy i wyszłam. W recepcji oddałam klucze od pokoju i pożegnałam się z kobietą za biurkiem po czym wyszłam z budynku. Uderzył we mnie przyjemny powiew wiatru. Trochę mnie pobudził do logicznego myślenia. Trzeba przeprosić Naruto za ten wybuch gniewu. Po chwili wędrówki spostrzegłam bramę miasta i resztę drużyny. W moim gardle nagle stanęła gula, serce zaczęło łomotać, a cała odwaga wyparowała. Naprawdę nie lubiłam kłócić się z Naruto. Był dla mnie ważny po tym jak Sasuke uciekł. Wiele do myślenia też dała mi prawie trzyletnia rozłąka z chłopakiem podczas której zdałam sobie sprawę z tego jaki jest on dla mnie ważny. Przywitała mnie grobowa cisza. Podeszłam do blondyna, który stał do mnie tyłem. Sakura, nie zachowuj się jak Hinata! Spuściłam głowę i już miałam wypowiedzieć to jedno słowo, gdy zjawił się niespodziewanie Yamato.
-Widzę, że wszyscy są, no to w drogę. - powiedział i wszyscy prócz mnie wyszli z wioski. Dzieliło nas parę metrów. Miałam ochotę w tamtym momencie udusić mężczyznę. Nie wiem czy dam radę zebrać się jeszcze raz na to aby przeprosić Naruto. Nienawidzę przepraszać tak samo jak nienawidzę pożegnań. Szybko dogoniłam resztę.


Skakaliśmy z drzewa na drzewo już parę godzin. Prócz szumu w głowie teraz i moje mięśnie nóg krzyczały błagając o chwilę przerwy. Oczy zaczynały mnie piec i aż korciło mnie aby poprosić o postój, chociaż na moment. Ściemniało się, więc pewnie za chwilę zatrzymamy się na nocleg, więc postój nie miałby sensu. Cały czas byłam z tyłu i swymi umiejętnościami czujnie starałam się wyczuć wroga. To nie możliwe żeby nikt nas nie zaatakował podczas takiej misji. Miałam złe przeczucia. Dodatkowo gnębiły mnie wyrzuty sumienia za każdym razem, gdy spojrzałam na plecy Naruto bądź słyszałam jego głos, podczas rozmów jaka ta misja jest beznadziejna. Nie wyglądał na smutnego czy też złego, ale czułam, że muszę go przeprosić. Usłyszałam świst potem dźwięk wbijanego kunai w drzewo. Spojrzałam pod nogi, kunai z notką wybuchową. Jedyne co zdążyłam zrobić to zakryć twarz rękoma i odskoczyć na nie więcej niż dwa metry. Poczułam żrący ból jaki zadały mi płomienie, a potem leciałam w tył.  Uderzyłam o pień drzewa czując kolejne fale okropnego bólu, tym razem pleców i opadłam na ziemię bezwładnie niczym placek. Wszystkie mięśnie teraz kwiczały z bólu, dodatkowo zostałam oddzielona od grupy, zajebiście! Po prostu żyć nie umierać. Po chwili zaczęłam słyszeć odgłosy walki, co chwilę dało się słyszeć zgrzyt metalu bądź krzyki agoni, jak sądzę, przeciwników. Kto nas tak w ogóle zaatakował? Podparłam się na rękach powodując kolejne salwy bólu, ale wstałam podpierając się o pień drzewa, o który zostałam cisnięta niczym lalką o ścianę. Rozejrzałam się, ale jedyne co widziałam to drzewa, mnóstwo drzew. Mrok nocy mi nie pomagał, a piszczenie w głowie po wybuchu przyćmiewał umysł. Skupiłam się i szukałam chakry przyjaciół bądź wrogów. Znalazłam drużynę jakieś dwieście metrów od siebie, a odległość ciągle rosła. Byli rozproszeni, a ich chakra buzowała. Po chwili usłyszałam kroki i rechot jakiegoś faceta. Otwarłam oczy i zobaczyłam przed sobą wyższego od siebie o głowę osiłka. Włosy miał brązowe, a za ubrania służyły mu jakiś biały, podarty płaszcz. W dłoni dzierżył swą katanę, a na ustach pojawił się chytry uśmiech. Nie widziałam żadnej opaski wioski. Nagle zza jego pleców wyszli kolejni dwaj mężczyźni w takich samych ubraniach tyle, że jeden był blondynem, a drugi miał czarne włosy. Nie wyglądali na silnych, ale przecież nie rzucę się na nich jak głupia. Pobiegłam w przeciwną od nich stronę i, gdy stracili mnie z oczu wskoczyłam na drzewo. Po chwili wbiegli na polanę, po której jeszcze niedawno sama biegłam i zaczęli się rozglądać.
-No chodź, jeśli nam pomożesz to będziemy łaskawi i cię nie zabijemy! - krzyknął któryś z nich. Prychnęłam pod nosem i wyciągnęłam z kabury kunai z wybuchową notką. Rzuciłam go pod ich nogi, a oni szybko odskoczyli. Wbiegłam w środek kurzu i pyłu, który teraz tworzył zasłonę dymną. Ruszyłam w kierunku gdzie wyczuwałam ich chakrę i zobaczyłam ich, ksztuszących się biednych chłopców. Aż śmiać mi się chciało! Złamałam kark czarnowłesmu po czym uderzyłam blondyna, który poleciał gdzieś do tyłu. Usłyszeć dało się hałas pękających kości, krzyk bólu i upadek ciała na ziemię. Spojrzałam na ostatniego i uśmiechnęłam się kpiąco.
-Nie potrzebuję waszej łaski. - rzuciłam się na niego, a on zamachnął się kataną. Zwinnie odskoczyłam na bok i wyciągnęłam kolejny, tym razem zwykły, kunai. Obróciłam go kilka razy w dłoni i znów ruszyłam na przestraszonego mężczyznę. Próbował obronić się swoją bronią, ale szybko i prezycyjnie wbiłam swoje ostrze w jego brzuch nie dając mu szans na przeżycie. Jednak zanim skonał na mych oczach wbił mi w odwecie katanę w moje ramię po czym opluł mnie krwią i puścił swą broń padając na kolana mych stóp. Najwyraźniej próbował coś powiedzieć, ale jedynie zwinął się i położył martwy na ziemię. Chwyciłam się za krwawiące ramię. Bolało jak cholera. Szybkim ruchem wyciągnęłam ze swojego ciała zimną stal i zaczęłam leczyć ranę. Nagle usłyszałam jęknięcie, a po plecach zaczęła spływać jakaś ciepła, lepka ciecz. Szybko odskoczyłam i podczas skoku odwróciłam się. Stał tam jakiś facet w białym płaszczu z kunai'em w gardle. Swą broń kierował ku górze, czyli chciał mnie zabić? Zerknęłam na drzewo i zdrętwiałam. Z początku myślałam, że to niemożliwe, więc rozszerzyłam oczy, a gdy zdałam sobie sprawę, że to prawda i usta poleciały w dół. Stał tam Itachi Uchicha. Jak zawsze bił od niego chłód. Spojrzał na mnie, ale nie robił nic więcej.
-D..dlaczego? - niepewnie wypowiedziałam to jedno słowo. On jedynie zmróżył oczy i zniknął w chmurze kruków. Wyostrzyłam zmysły, ale nigdzie go nie czułam, czyli jest daleko. Skupiłam się na przyjaciołach. Byli ode mnie oddaleni o kilometr. Rzuciłam się do biegu podczas którego leczyłam piekącą ranę. Tym dalej byłam tym więcej widziałam kraterów, zniszczonych drzew i plam krwi. Naliczyłan jedenaście ciał. W końcu ujrzałam także resztę drużyny, wyglądali jak siedem nieszczęść, zresztą, ja nie lepiej, może nawet gorzej. Bodbiegłam do najbardziej poturbowanego, jak łatwo się można domyśleć, Naruto. Zapewne jak zawsze szarżował na wrogów myśląc tylko o wygranej. Zaczęłam leczyć jego klatkę piersiową.
-Kto to był? Nie mieli przepasek... - zabrałam głos.
-Pewnie najemnicy. Niestety, nie dało się wyciągnąć kto ich nasłał. Czterech dało radę uciec. - wyznał Yamato. Skończyłam leczyć i spojrzałam na jego twarz.
-Dzięki. - burknął i chciał odejść.
-Naruto.. - chwyciłam go za ramię. Zagryzłam wargę. -Prze...Przepraszam! - nie jestem w tym dobra. Schowałam twarz zapewne całą czerwoną za kotarą włosów. Nagle zaczął tarmosić moje włosy. Taki braterski gest. Uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam go. Odeszłam od niego i wzięłam się za Sai'a, chakra mi się kończyła, ale muszę ich wszystkich wyleczyć. Zanim jednak zaczęłam leczyć jego rękę, on chwycił mnie za dłonie.
-To nic poważnego. - uśmiechnął się do mnie, a ja wyrwałam mu swoje ręce i skrzyżowałam je na klatce piersiowej. Dobrze wiedział, że padam z nóg, ale to ja jestem medykiem i niech pozwoli mi samej ocenić czy coś jest na tyle poważne, aby wyleczyć ranę czy nie.
-Pozwól, że ja to ocenię. - westchnął tylko i pozwolił mi działać. Znał moją upartość, więc odpuścił. Na koniec podeszłam do mężczyzny, on miał ledwie kilka zadrapań, ale jak uleczyłam tamte dwójkę to jego też powinnam. On widząc moje zamiary uśmiechnął się ciepło i pokręcił głową.
-Wszystko w porządku, nie marnuj chakry. - tym razem ja odpuściłam, szczerze mówiąc nie wiem czy dam radę w tym stanie dotrzeć do Konoha, a co by było gdybym jeszcze zmarnowała energię na jakieś zadrapania. Skinęłam głową i spojrzałam na resztę drużyny, która już szykowała się do drogi.
-Daaleko jeszcze? - zapytałam zmęczona. Wiem, dziecinnie się teraz zachowuję, ale jedyne o czym marzę to długa kąpiel, łóżko, herbata i jakaś dobra książka, a potem sen. Przeciągnęłam się i czekałam na odpowiedź.
-Nie, bez komplikacji jakieś pół godziny. - odparł najstarszy z naszej czwórki. Odetchnęłam z ulgą i zrównałam kroku z resztą.

Tak jak mówił Yamato, po trzydziestu minutach znaleźliśmy się w wiosce. Z niechęcią ruszyłam do budynku hokage. Był środek nocy, a dokładniej dwudziesta trzecia. Możliwe, że Tsunade po prostu śpi na biurku albo znowu pije. Jest mały cień szansy, że jeszcze zajmuje się papierami. Szybko pokonaliśmy schody i jako iż byłam pierwsza zapukałam w drewniane drzwi. Ku mojemu zdziwieniu usłyszeliśmy ciche "Wejść". W kilka sekund znaleźliśmy się w pokoju godaime. Skłoniliśmy się lekko, a mężczyzna położył na biurku niewielki zwój. Wzrok Tsunade wyrażał zdziwienie.
-To od hokage wioski piasku. - wytłumaczył szybko Yamato. Blondynka skinęła głową.
-Możecie wyjść, zapłata czeka tam gdzie zawsze. A! Sakura, mogłabyś chwilę zostać? - powiedziała zmęczonym głosem. Nie dziwię jej się, jest dwudziesta trzecia, może nie jest to jakaś późna pora, ale praca hokage męczy. Wszyscy wyszli. Zostałyśmy same w pokoju, nie wiedziałam co może chcieć. Ostatnio chyba nic nie zrobiłam.
-O co chodzi Tsunade? - czułam się w jej otoczeniu luźnie. Jako jedna z niewielu miałam prawo tak się do niej zwracać.
-Jak wiesz twoje nauczanie na członka ANBU trwa dwa lata. Idzie ci bardzo dobrze, wszyscy cię zachwalają. - słuchałam tego z zaciekawieniem zaś Tsunade mówiła to powoli z lekkim uśmiechem i przymróżonymi oczami. -Jednak ty masz szansę zakończyć szkołę jeszcze w tym roku. - otworzyła oczy i spojrzała na mnie z nutką dumy. Uśmiechnęła się zaś ja otworzyłam usta i oczy jeszcze szerzej niż przy spotkaniu z członkiem Akatsuki.
-A..ale ja się uczę dopiero trzy miesiące! Jest lipiec... Oni... uważają, że dam radę skończyć szkołę i stać się członkiem ANBU w dziewięć miesięcy? Przecież inni uczą się przez dwadzieścia cztery miesiące! - nie mogłam uwierzyć. Plątał mi się język, nie wiedziałam czy to sen czy prawda. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Zaśmiała się po czym wstała i podeszła do mnie.
-Mnie też to się wydaje nierealne, ale jestem z ciebie dumna! - przytuliła mnie, co rzadko się zdarza. Jest dla mnie jak matka, ona wie jak bardzo mi brakuje rodziców. Odwzajemniłam uścisk. -Zresztą, czego mogłam się spodziewać po swojej uczennicy? No, a teraz idź się przespać. Pewnie jesteś zmęczona. - kiwnęłam głową i wyszłam z biura hokage i skierowałam się w stronę recepcji po zapłatę. Moje marzenie za niecałe pół roku się spełni! Odebrałam zapłatę i pobiegłam szczęśliwa do domu. Wzięłam długą relaksującą kąpiel, w końcu, mi się należy, prawda? Cały czas rozmyślałam nad tym co się stało, najpierw kruk, potem sen, potem Itachi i jeszcze to! Aż tak dobrze mi idzie? Nigdy nie wątpiłam w swoje umiejętności, ale bez przesady! Wzięłam głęboki oddech i zanurzyłam się do wody. Przeczesałam włosy pod wodą, o ile można to tak nazwać i wypłynęłam. Wzięłam puchowy, różowy ręcznik, który dostałam od mamy na urodziny parę lat temu. Wyszłam z łazienki uprzednio spuszcając wodę z wanny i weszłam do swojego pokoju. Zrezygnowałam z herbaty i książki, poszłam spać po przebraniu się w piżamę i wysuszeniu włosów.

Biurko... należące do hokage? Zwój. To ten, który przynieśliśmy. Dłoń, która po niego sięga i nagle oczy... Czerwone.

Zerwałam się z łóżka jak oparzona. Spojrzałam na zegar. Druga dwadzieścia siedem. Ta krwista czerwień sharingana... Padłam spowrotem na łóżko po czym usłyszałam wybuch. Rozszerzyłam po raz kolejny oczy i podbiegłam do okna. Zobaczyłam dym i nawet stąd dało się usłyszeć krzyki ludzi. Przeczesałam swoje różowe włosy. Co robić? Podleciałam do szafy i chwyciłam jakieś ubrania, jakiekolwiek. Ubrałam się w kilka sekund nie wiedząc nawet czy przypadkiem nie założyłam bluzki tyłem naprzód albo na lewą stronę. Zbiegłam po schodach na boso czego pożałowałam, nadępnęłam na coś niewielkiego. Chwyciłam się za stopę i syknęłam z bólu. Po chwili przeklinania ów przedmiotu pobiegłam dalej, ubrałam buty i pobiegłam w stronę budynku czcigodnej. Ciepły wiatr uderzył we mnie porywając włosy do tańca. Omijałam spanikowanych ludzi i biegnących shinobi. To chyba coś poważnego. Kiedy byłam w pobliżu mojego celu wskoczyłam na drzewo i przez okno do biura Tsunade, które zawsze Sizune otwiera na noc. Chwyciłam się za gorący policzek i zaczęłam ciężko oddychać. Na biurku leżał zwój, odetchnęłam.
-Przesadzam... - szepnęłam do siebie i już miałam wyskoczyć przez okno kiedy usłyszałam kroki. To może być przecież sprzątaczka... Ale o tej godzinie? Serce zabiło mi szybciej. Cofnęłam się o krok i postanowiłam schować się pod biurkiem i wyciszyć chakrę. Nagle drzwi się otworzyły lekko oświetlając pokój. Wstrzymałam oddech, gdy drzwi zostały przymknięte, a intruz  zaczął podchodzić do biurka. Wyciągnęłam kunai i modliłam się tylko żeby nie był to Itachi, albo co gorsza sprzątaczka. Wyobraziłam sobie jej minę, gdy rzucam się na nią, a ona nie wie co zrobić. Uśmiechnęłam się do swoich myśli i policzyłam do trzech. Jeden... dwa.... trzy!

~~~~~~~~~~~~~~~

Z góry przepraszam za błędy

Trochę się rozpisałam... Było trochę walki i więcej Naruto tak jak pewna osoba chciała :) Trochę też namieszałam żeby nie było przewidywalnie :D Myślałam, że się nie wyrobię, a jednak. Dziękuję wszystkim, już prawie wbiliśmy okrągłe 1000 wyświetleń! Aktualnie jest około 950, dziękuję <3 Teraz zapraszam do komentowania! Czytanie waszych komentarzy i odpowiadanie na nie bardzo mnie motywuje i uszczęśliwia :)